czwartek, 28 lutego 2008

Breaking news!

W zasadzie to chciałbym się dziś dwiema ciekawostkami podzielić, i nie mogłem się zdecydować, której oddać tytuł ;) Ten chyba lepiej brzmi.

Brytyjskie media żyją informacją o księciu Harrym, który przebywa na misji w Afganistanie, od 10 tygodni już. Ciekawe jest to, że główne gazety do tej pory respektowały tzw. blackout deal, nie pisząc nic na temat Harrego. Jakiś zagraniczny portal się nie mógł powstrzymać, i stąd historia jest obecnie tematem numer jeden. Ciągle pokazywane są te same ujęcia księcia za karabinem, księcia patrolującego okolicę itp itd. I chociaż jestem pełen podziwu dla samego 'magnesu na kule' (przezwisko Harrego), to trochę mnie rozbawił podpis pod materiałem: "Książe Harry działał 500m od wrogich pozycji. Zmierzyli? Podaliby jakby było 650? I dlaczego w metrach a nie w stopach??
I oczywiście nie będę tej sytuacji odnosił do Polskich warunków, pytając jak dalece posunęliby się polscy przywódcy (broń boże nie sugeruje wysyłania np. panny Tusk do Afganistanu : ). Zauważę jedynie, że taka jest już różnica między monarchią a demokracją... księciem się jest dożywotnio (no chyba, że się "awansuje", czego chyba bardziej życzę starszemu bratu ; )

I drugi temat dzisiejszego dnia, który mnie zaskoczył. Nie wiem czy w Polsce jest taki zabobon, ale tutaj 29 luty (a nawet bardziej ogólnie, rok przestępny) jest dniem/okresem, w którym paniom wypada się oświadczać. W sensie, panie się oświadczają. Podobno zostało to usankcjonowane w 1288 roku przez szkocki parlament (i królową Małgorzatę). Zgodnie z tradycją, młodzieniec odmawiający swojej ręki powinien załagodzić sytuację pocałunkiem, funtem i rękawiczkami (tak twierdzi wikipedia, albo coś źle zrozumiałem :)
W związku z tym gazety drukują porady jak się oświadczać. Nic odkrywczego... mogliby przepis na jakiś eliksir podać albo coś...

(Nie żebym był zainteresowany, jakoś ostatnio i tak nie mogę znaleźć czasu na gotowanie)

sobota, 23 lutego 2008

May contain nuts

Wielka Brytania ma poważny problem. Orzeszki. Czy to przez atak terrorystów, czy to przez zaniedbanie, większość żywności jest zanieczyszczona orzeszkami.
Badania pokazały, że w statystycznym koszyku z zakupami 56% produktów posiada ostrzeżenie o możliwej zawartości orzeszków, która może być niebezpieczna dla alergików. Wychodzi na to, że orzeszki były kiedyś podstawą Brytyjskiej branży żywnościowej, zajmowała się nimi co druga przetwórnia (albo wciąż zajmuje). Ja rozumiem batoniki, ciasta etc., ale np. lody, chipsy, makarony? Albo oliwki???
Ponoć alergie tego typu nie są dużo bardziej niebezpieczne od innych.

Jeśli chodzi o kwestie zdrowotne, to wrócę do jednego z moich ulubionych tematów;) Na bardzo fajnej stronie o Londyńskim metrze, linka kiedyś już zamieszczałem, wyczytałem, że 40 minutowa podróż metrem to odpowiednik dwóch papierosów: ) Jakoś nie chce mi się wierzyć, że w się tam uzbiera 4 tyś. toksycznych substancji, ale pewnie wilgotne, 150 letnie tunele, kryją wiele niespodzianek... Komary w tunelach metra wyewoluowały do odmiennego gatunku, dzieli je ponoć już 1000 lat od tych na powierzchni. Ciekawe jaki wpływ na ewolucję człowieka ma godzina dziennie dojazdów do/z pracy?
Parę postów temu pisałem o schodach ewakuacyjnych, którymi można zejść na perony Tottenham Court Road. To są dwa zdjęcia zrobione komórką w tamtym zejściu. Enjoy ;)

niedziela, 10 lutego 2008

God save the Queen (Sightseeing, part 3)

W zasadzie, jak na siedzibę władców imperium Brytyjskiego, które w 1921 zajmowało prawie 1/4 kuli ziemskiej (i w którym mieszkało 458 mln ludzi- także blisko 1/4 ówczesnej populacji), nie wygląda imponująco. Ot zadbana kamienica. Dziedziniec jest nieoświetlony, nie widać zbyt wiele policji ani strażników... ja na miejscu królowej bym się bał wracać do domu po 22, gdyby nie Ci wszyscy turyści ; )
I przypomniał mi się fragment z Asimova, w którym to Hari Seldon dostrzega objawy upadku Imperium w nieświecących się lampach na Trantorze (chyba tam.. nie mogę sprawdzić, bo Asimov wciąż do mnie nie wrócił...:) W każdym razie, patrząc na otoczenie pałacu, rozkopane parki i ciemne latarnie, ostatnie tąpnięcia na giełdzie są tym bardziej stresujące.

Ale w Londynie jest teraz bardzo wiosennie, parki zielone (i to nie tylko Green Park ; ), i dość ciepło.
Dziś są obchody Chińskiego nowego roku, który tak naprawdę zaczął się chyba w okolicach czwartku. Obowiązkowe lampiony, procesja i dziwne jedzenie (wczoraj jadłem 'brodę smoka', wygląda to trochę jak kokon, a tak naprawdę są to jakieś migdały/orzeszki w masie karmelowo-miodowej. Straszni się klei.

I jeszcze na koniec polecam Barbican Center. To największe w Europie centrum sztuki (a w zasadzie Performing Arts Center, jakkolwiek to tłumaczyć) zostało w 2003 roku wybrane najbrzydszym obiektem w Londynie :) Dobrze, że dwa lata wcześniej został umieszczony na liście budynków o wyjątkowym znaczeniu [dla otoczenia], kto wie co by z nim zrobili.
Centrum zajmuję całkiem spory obszar w City, mieści w sobie kilka kin, 7 sal konferencyjnych, hale koncertowe etc itp, a poza tym mieszkania. Było projektowane jako 'miasto w mieście' (ale bez samochodów), i w sumie efekt byłby całkiem udany, gdyby w parę lat po otwarciu beton nie wyszedł z mody. Jest to praktycznie betonowe blokowisko, z dużą ilością zieleni, wewnętrznym jeziorkiem i tego typu atrakcjami. Zwiedzanie go w weekend, podczas którego City jest opuszczone, przypomina ostatnio modne filmy post apokaliptyczne (np. Iam Legend). Mimo tego sądzę, że mieszkanie na 25 piętrze w samym centrum Londynu może mieć swój urok...

wtorek, 5 lutego 2008

Quater passed!

Kwartał mi stuknął : ) Wypadało by jakieś podsumowanie strzelić (chociaż może nie za duże, bo to jednak tylko 3 miesiące) ale jakoś tak niedawno z pracy wróciłem, i postanowiłem nie pić w trakcie tygodnia... a tak na sucho podsumowywać nie idzie.

Przy okazji, przeczytałem dziś poradę w gazecie: w razie czego nie powinno się zapraszać na randkę, bo wtedy zainteresowana osoba się zorientuje że nam wpadła w oko, tylko na drinka- może się po prostu martwimy, że nie przyjmuje odpowiedniej ilości płynów ;) Dobrze to podsumowuje mentalność anglików. Treat them mean, keep them keen (bądź niemiła [niemiły], ale podtrzymuj zainteresowanie... albo coś w tym stylu. W wolnym tłumaczeniu, trzymaj na dystans ale trzymaj ;). A potem się dziwić, że w Londynie jest tyle singli, że można na ich temat produkować kilka niezłych komedii rocznie.

A dziś w metrze widziałem psa przewodnika. Sądząc po tym jak umiejętnie się wpychał, musiał być specjalnie do tego przeszkolony. Ciekawe jak się orientuje na peronach. I w związku z tym gorące pozdrowienia dla Imbira!! Kiedy mnie odwiedzisz? (nie bój się, nie będziemy już jeździć po schodach ruchomych : )