poniedziałek, 29 września 2008

New places, new faces; Glasgow, part 2

I kolejny aktywnie spędzony tydzień. Miałem gościa, i muszę przyznać, że Londyn jest bardzo pociągający, jak się go nie ogląda samemu...;) Ale zacznę od końca, stąd od razu Glasgow 2.

Było chłodne niedzielne popołudnie... słońce zachodziło nad nowoczesną bryłą terminalu krajowego w Gatwick. Mój samolot był jak zwykle opóźniony, i siedziałem w poczekalni z niewielkim tłumem profesjonalistów (lot BA) równie znudzonych jak ja, przedzierając się przez kilogramy makulatury nabytej w kolorowym kiosku. Przyglądałem się samotnym pasażerkom

yyy no dobrze, może lepiej tu pozostanę przy blogu, a najwyżej kiedyś napiszę 'Samotność w sieci (lotniczych połączeń międzynarodowych)'. Chciałem zacząć od makulatury. Nudziło mi się, więc kupiłem Sunday Times (musiałem sprawdzić, czy mam jeszcze po co do tego Londynu wracać:P). Mam ten 'stos' teraz obok siebie. Wygląda jak tygodniowy zestaw gazet zainteresowanego polityką polaka. Już na lotnisku pozbyłem się zestawu reklam (3 niewielkie katalogi, kilka pojedynczych kartek i ok 5 niewielkich ulotek). Od razu też wyrzuciłem dodatek sportowy (w końcu byłem niedawno na dniu sportu, kopnąłem dwa razy piłkę, mam dość na miesiąc). Pozbyłem się także przewodnika po cenach nieruchomości w szkocji. Właściwie, teraz trochę żałuje, ale już tam gdzieś został. Odłożyłem też na później główną część gazety, która jest jest chyba 'dłuższa' od rzepy, ale za to węższa (ot taki dziwny podłużny kształt). Chyba chodzi o to, żeby ją złożyć dwa razy (wzdłuż i wszerz) i akurat można ją w metrze wcisnąć między czyjść łokieć i głowę.
Dodatek o branży technologicznej był dość ciekawy, w nim znalazłem schowany dodatek turystyczny, głównie reklamy. Motoryzacyjny jest fajny, zwłaszcza, że pisze do niego Clarkson. Schowana w nim wkładka o energii i karierach w energetyce jest chyba sponsorowana przez BP, ładne zdjęcia. Część kulturalna przypomina trochę Wysokie Obcasy, ale ma 80 stron. Przeczytałem wkładkę biznesową, utwierdziła mnie w przekonaniu, że nikt nie ma pomysłu dokąd zmierzamy (dlatego ograniczają się do sprawozdania z najnowszych wydarzeń, właściwie bez komentarzy). Nie wiem na co komu jeszcze w tej sytuacji dodatek o pieniądzach, skoro wszystkie gdzieś wyparowały... Ciekawa była część Ecosse (ponoć Szkocja po francusku i jakiemuś tam jeszcze), w której po 15 minutach udało mi się znaleźć Clarksona felieton... No i nie wspomniałem chyba tylko jeszcze o dodatku 'style' (115 stron mody męskiej) i The Sunday Times Magazine, kolejne 80 kolorowych stron z wszystkim tym, co nie zmieściło się gdzie indziej.

Patrząc na ten stos papieru, przestaję się dziwić, że Anglicy wychodzą na śniadanie ok 14, albo w ogóle cały weekend w domu spędzają. No chyba, że czytają od deski do deski, wtedy muszą wziąć tydzień wolnego. W sumie będzie pewnie ok 350-400 stron do przeczytania (no dobra, większość z tych 275 stron magazynów to reklamy).

Akurat zdjeć z Glasgow sobie nie przegrałem, więc na razie wrzucić nie mogę. Glasgow mi się podobało- nie ma takich tłumów w metrze (trzy wagoniki i jedna linia : ). Dużo przestrzeni.. pagórki z panoramą miasta... Chyba wciąż się nie przekonałem do życia w Londynie :) Postaram się umieścić jakieś zdjecia. Trochę sprawia wrażenie prowincji, ale jest to bardzo miłe wrażenie.

Hm.. na razie tyle, ciąg dalszy w części pierwszej :)

piątek, 26 września 2008

Sports day

Króciutko. Jak pisałem, mam aktywny tydzień. Dziś miałem firmowy 'sports day'. Mile spędzony wieczór... rywalizowaliśmy z 16 drużynami w kilku niezbyt skomplikowanych konkurencjach, i, o dziwo, drużyna, w której byłem zajęła 2 miejsce!! O dziwo, bo zazwyczaj moje członkostwo jest gwarancją porażki :) ale m. in. dzięki pewnemu amatorowi tenisa, który nieźle sobie poradził z zawodnikiem, który kiedyś był w pierwszej piątce najlepszych zawodowców na świecie, dzięki pół-zawodowemu piłkarzowi i sprawności reszty drużyny, będę sobie mógł zaprojektować własną torbę nike ('wow'). Ale wieczór był bardzo miły, jedzenie naprawdę dobre, szampan już tak sobie ale ok (z tego wynika, że fundusz hedgingowy, w którym pracuje się wciąż nieźle trzyma), nawet szefowie byli...

Oczywiście wydarzenie było charytatywne, tak więc coś dobrego z tego też wyniknie... Poza tym, że ludzie się naprawdę integrują, i czują związani z firmą mimo ciężkich czasów.

Aha, i uścisnąłem ręcę złotej medalistce w żeglarstwie (brytyjka). Niestety, nie pamiętam jak się nazywa... Shame on me!

sobota, 20 września 2008

Les Miserables

No i się znów uzbierało- aktywny tydzień miałem (mam). Najpierw trochę tak... o świecie, i w ogóle. Jak pewnie niektórzy już słyszeli, mamy kryzys finansowy. Co prawda nie do końca wiadomo, czy wziął się z miliardowych premii rekinów finansjery, ze spekulacji podstępnych kapitalistów czy też rynki kapitałowe załapały 'to' od kredytów...
Londyn finansami żyje, więc ludzie jakby ociupinkę smutniejsi w metrze (no chyba, że to jesień). Tydzień temu wyglądało nieciekawie, ok 10 tyś ludzi w samym Londynie praktycznie pakowało manatki, prognozy mówiły o 100 tyś w skali kraju (w samym tylko sektorze finansowym). Ale teraz jest trochę lepiej, media znalazły sobie inne tematy... tak sobie pomyślałem, że epidemia SARS (albo ptasiej grypy) specjalistom musiała się wydawać końcem świata. Trochę tak teraz mieli bankierzy.

Tak czy inaczej, na zapas się nie ma co martwić, zobaczymy co będzie po 2 października, a póki co z innej beczki: nawet chyba w Polsce podawali wiadomość o najmłodszym terroryście. Chłopak miał chyba 18 lat, i jakieś instrukcje z internetu pościągane. Udowodnili mu też, że kiedyś z kimś gadał przez internet... Chyba dostał 5 lat. Zdecydowanie w złą stronę zmierzają.

I na koniec, kolejny musical! Byłem wczoraj na Les Miserables, czyli chyba Nędznikach Hugo. Jest to jedno z głośniejszych przedstawień, grają je w Londynie od 1985 roku. Sam teatr w którym jest wystawiany nie robi wielkiego wrażenia- taki teatrzyk raczej. Całość trwa 3h, i jest podzielona na dużo scenek, w które zapakowana jest cała historia. I właśnie zmiany scenerii są niesamowite. W ciągu kilku sekund znika uliczna barykada i pojawia się wnętrze gospody. Do tego scena jest obrotowa co jest wykorzystywane w niesamowicie kreatywny sposób. W pewnym momencie 'lud wspina się na barykadę, która zaczyna się kręcić, i widz patrzy na scenę z perspektywy kamery, która śledzi wspinających się ludzi, przechodząc wraz z nimi barykadę a potem ukazując ją z drugiej strony... A druga scena, która na mnie zrobiła chyba jeszcze większe wrażenie, to skok jednego z bohaterów z mostu. Makieta mostku została opuszczona z sufitu, aktor na nią wchodzi (jak już jest na podłodze), po czym przechodzi balustradę (staje na podłodze), i nagle 'skacze', w tym samym momencie most leci do góry, a podmuch powietrza z dołu podwiewa mu płaszcz. Sekundę tak 'leci', po czym wpada do 'wody', światło zmienia się oddając taki migotliwy mrok głębin, bohater się chwile wije i w końcu tonie. Wyglądało to niesamowicie realistycznie, chociaż praktycznie nie ruszył się z miejsca.

Cóż, pobyt w Londynie bez wizyty na West Endzie jest stratą czasu ;) Jeżeli się ktoś wybiera to służę poradą. A, i może w końcu coś więcej zdjęć wrzucę, bo była u mnie z wizytą piękna pani fotograf :)

wtorek, 16 września 2008

Liberties: Section 44 stop and search

No i mam za swoje- marudziłem tyle razy na podejście państwa do obywatela i mnie dopadli : ) Na razie nic wielkiego, ot spisali i przeszukali, w sumie to bez powodu. Widać, wyglądam na groźnego terrorystę.

Zawsze się zastanawiałem, po co czasem na stacji jest tyle policjantów (i policjantek), którzy wyglądają jak by się nudzili. A czasem kogoś spisują, i wtedy się zastanawiałem za co?

Zgodnie z paragrafem 44 (ustawy o przeciwdziałaniu terroryzmowi) można przeszukać obywatela, i to bez wymówek w postaci 'uzasadnionego podejrzenia, iż jest on terrorystą'. Nie wiem czy w moim przypadku takie podejrzenie byłoby uzasadnione, miałem plecak (jak połowa ludzi dookoła) i śpieszyłem się (jak wszyscy w Londynie). Grzecznie zostałem poproszony na bok, dokładnie wypytany i (już trochę mniej dokładnie) przeszukany. Chociaż powołali się na wyżej wspomnianą ustawę, zostałem zapytany czy posiadam jakieś ostre przedmioty. Najwidoczniej w wyniku tych wszystkich programów kulinarnych gotowanie stało się ulubionym hobby nastolatków, tak więc zawsze chodzą odpowiednio wyposażeni. I np. wybierają się do innej dzielnicy coś (komuś) zgotować. Tak czy inaczej, trochę mnie irytuję, że zostałem przy tej okazji spisany, oczywiście 'tylko w celach statystycznych', ale zawsze. Może powinienem się byłem wykazać większą asertywnością, ale śpieszyłem się, poza tym jak wspominałem, ostatnio przymknęli jakichś nastolatków za brak kooperacji (która to czynność podpada pod odpowiedni paragraf ustawy).

Hm, doczytałem w internecie, w sumie nie dopełnili wszystkich formalności (policjant się chyba nie przedstawił na ten przykład). Dowiedziałem się także, że nie musiałem podawać imienia i nazwiska, chyba że by istniało uzasadnione podejrzenie bla bla bla. I oczywiście, że brak kooperacji jest wykroczeniem (przestępstwem? offence) karalnym aresztem. Trochę teraz żałuję, że jednak nie poczekałem na protokół z przeszukania (śpieszyło mi się), miałbym pamiątkę.

Taaa, bo UK to nie jest jakiś dziki kraj, w którym można bezprawnie z obywatelem robić co mu się podoba. Można to robić zgodnie z literą prawa... Aha, jeszcze kiedyś chcieli wprowadzić 42 dni aresztu bez postawienia zarzutów w przypadku 'podejrzanych o terroryzm'.

środa, 10 września 2008

LHC


Dziś uruchomiono LHC. Jeżeli ktoś chciałby wiedzieć więcej, to polecam rapowany skrót na ten temat ; ) http://www.youtube.com/watch?v=j50ZssEojtM

Z dziewczyną, która tam rapuje był nawet wywiad na BBC. Niestety nie wiem co mówiła, bo nie miałem na siłowni słuchawek, rowerek ma wbudowany telewizor, ale bez głośników. Zaskakujące jest to, jak wielkim newsem było to w tutejszych mediach. Nie mam porównania z Polską, ale tutaj temat przewijał się wszędzie przez cały dzień.

Właściwie, to chyba nie jest zaskakujące, ale tutaj gazety i stacje telewizyjne zajmują się mniej polityką niż w Polsce (a zaskakujące nie jest, bo bardziej się raczej nie da). Bardzo lubią katastrofy, ale już np wpadki rządów są podawane dość skrótowo. Może tyle ich już było, że się ludzie nie przejmują? Ostatnio znów wyciekły jakieś tajne dane obywateli... Jest to o tyle zabawne, że z powodu braku dowodu osobistego (co by obywatel się czuł lepiej), dane osobowe właściwie mają moc sprawczą w bardzo wielu kwestiach. Osobę identyfikuje się na podstawie adresu i ewtl. nazwiska panieńskiego matki. Z takim zestawem można już komuś naprawdę napytać biedy :) Odłączyć prąd, zmienić abonament telefoniczny itp.

No i oczywiście co chwila te dane wyciekają stresując ludzi... Jednocześnie, w związku z zagrożeniem terroryzmem postulowane są nowe bazy danych, zbiory itp itd. No naprawdę nie wiem co to z nimi będzie...

A, takie dwa przykłady z ostatnich dni, jak to się prawo tutaj panoszy. Jakaś gmina nakazała rewidować wszystkich samotnych dorosłych w parkach, bo jeżeli się tak szwenda bez celu, to może być pedofilem. Wyszło to na jaw, kiedy zatrzymano jakichś aktywistów przebranych za pingwiny (greenpeace). Policjanci uznali to za podejrzane. A druga historyjka, to jak dorwali chłopca, który rozwieszał ogłoszenia, że mu kot zaginął. Zakwalifikowano to pod tzw. ASBO (Anti Social BehaviOur), które można wydać w przyśpieszonym tempie (taki pierwowzór sądów 24h). Ostatecznie bandyta się wymigał... Hm, i jeszcze coś mi się przypomina, o zatrzymaniu dwóch nastolatków na podstawie ustawie o zwalczania terroryzmu, ale nie pamiętam szczegółów... No, używają sobie jak mogą.

niedziela, 7 września 2008

Time out

Halo halo!

Chyba bez zapowiedzi, ale postanowiłem sobie zrobić urlop. Ot, zmoknąć, zmarznąć, zmęczyć się, nie wyspać itp itd, czyli to co ludzie robią na wakacjach (hm, Londyn jest świetnym miejscem na wakacje). Tak więc przez 2 tygodnie włóczyłem się po morzu, obyło się bez katastrof, tylko raz nas holenderski WOPR ratował, ale nie było zagrożenia życia. Mamy nadzieję, że szkody na jachcie pokryje ubezpieczenie. Ale, jak to mawiał mój nauczyciel matematyki: najważniejsze, że wszyscy są zdrowi (i dodawał, że reszty się można nauczyć).

No ale już wróciłem do codziennych absurdów życia w Londynie. I w sumie nic nowego- w mediach chyba sezon ogórkowy, więc wałkują walkę z przestępstwami i biadolą nad upadkiem obyczajów młodzieży angielskiej. Mnie intryguje ten drugi temat. Jak wiadomo, od wielu lat w Anglii starają się wyperswadować młodym upijanie się do nieprzytomności, i mają coraz ciekawsze pomysły (i coraz mniejszą skuteczność). I tak ostatnio wymyślili, że wszystkiemu winne jest radio.
Otóż, jak wykazały badania naukowców (aczkolwiek należy podkreślić, iż byli to naukowcy brytyjscy, imperialni, których zdolności na pewno mają się nijak do badaczy radzieckich, co stawia wartość wyników pod znakiem zapytania), DJ radiowi promują alkoholizm! Przeanalizowano 1200 godzin programów radiowych i aż 703 fragmenty odnosiły się do alkoholu! W opublikowanym raporcie zostaje stwierdzone, że aż 3/4 cytatów zachęca do picia, przy czym 13% zachęca do n a d m i e r n e g o picia. Za to dość dobrze trzyma się radio publiczne, w BBC prawie połowa komentarzy była neutralna albo zniechęcająca do nadużywania.

I teraz, przynajmniej w moim mniemaniu, rodzynek cytowany w różnych mediach. Otóż panu Chrisowi Moylesowi (on akurat jest wyjątkiem w BBC) udało się (tutaj przyjmujemy zbulwersowany wyraz twarzy) mówić o alkoholu w sumie przez 74 sekundy w raptem (!) 3,5h programie!! To zakrawa na pranie mózgu! I podają następująca wymianę zdań (w wolnym, nieudolnym tłumaczeniu):
Gospodarz próbuje wyciągnąć Gordona Ramseya (tutejszy VIP, kucharz telewizyjny) na drinki. Ramsey się opiera, i sugeruje jedno piwo.
-Jedno piwo..? Prawdopodobnie... Dlaczego nie pójdziemy na kilka a potem na kebaba?
I potem jest krótka dyskusja o tym kiedy zamykają puby itp.

I to wszystko w programie przed północą!! No ale teraz, jak problem został zdiagnozowany to wystarczy skonfiskować młodym słuchawki i będzie po kłopocie.

A tak na poważnie. O ile to nie jest to słynne brytyjskie poczucie humoru, to ktoś powinien chyba zbadać tych naukowców?

Uprzedzając pytania, na czym wg mnie polega problem z młodzieżą? Nie będę dyskutował nad tym czy jajko było pierwsze od kury, ale na dzień dzisiejszy, uważam, że młodzi przejmują te zachowania od starszych Brytyjczyków. Państwo dzieci nie wychowa. Jeżeli jakieś organizacje brytyjskie to czytają, i chcą więcej porad, mogą się do mnie zgłosić- proszę zostawić adres e-mail w komentarzach:)