piątek, 23 kwietnia 2010

We don't have any problems

W zasadzie to chciałem wcześniej napisać, ale tyle się działo... Chciałbym także móc lepiej zreferować jak Wielka Brytania przeżyła tragedię, która się wydarzyła w Polsce, ale telewizora nie posiadam (od pewnego incydentu z cegłą) więc wiadomości telewizyjnych nie śledzę. Ale z tego co podejrzałem/przeczytałem tu i tam też nic specjalnego nie wynika. Oczywiście był to przez chwilę temat dnia, były transmisje, komentarze; jednak dość szybko powrócono do tematu wyborów do Brytyjskiego parlamentu. Tylko BBC mnie zaskoczyło, pisząc, że Polacy dla uhonorowania ofiar ustawiają 'małe szklane słoiczki z płonącymi świeczkami w środku'. Czasem czuję się bardzo egzotycznie będąc Polakiem. Komentarze w BBC są/były bardzo stonowane, jest to coś czego na pewno dziennikarstwu Polskiemu brakuję. Wspomniano, że prezydent był pod pewnymi względami postacią kontrowersyjną, ale wszelkie podejrzenia co do przyczyn wypadku taktownie (i rozsądnie) przemilczano.

A potem oczywiście nadeszła chmura... i paraliż. Jak co poniektórym wiadomo, Anglia znajduje się na wyspach (aha, kiedyś o tym muszę napisać, jak to Anglicy się obrażają na określanie ich mianem Brytyjczyków itp), więc paraliż lotniczy był wyjątkowo dotkliwy. Błękitne, puste niebo nad Londynem jest dość rzadkim widokiem przy jego pięciu lotniskach... W ostatnich dniach zaangażowano nawet marynarkę wojenną do przewożenia Brytyjczyków na wyspy. Trochę szkół było zamkniętych z powodu braku uczniów/nauczycieli, firmy miały problemy itp itd. Mówi się o 'bailoutcie' linii lotniczych na podobnych do banków zasadach, ale o tym pewnie wszędzie piszą. To także był dość popularny temat w mediach, chociaż zaskoczył mnie całkowity brak spekulacji na temat aktywności wulkanu- ograniczano się do prognozowania ruchy chmury. Przy okazji dostało się Met Office. Oficjalne biuro meteorologiczne zaliczyło ostatnio dwie spore wpadki, najpierw prognozując cudowne lato w 2009 roku (jedno z najchłodniejszych w dekadzie) a potem podtrzymując prognozę lekkiej zimy (najzimniejsza od 30 lat, paraliż kolejowy, drogowy itp itd). Jeśli rzeczywiście Ci sami analitycy zajmowali się propagacją pyłu, to może faktycznie nie było problemu. Aha, i pojawiły się żarty typu: 'Bank of England tells Iceland: We asked for CASH not ASH' albo fałszywe (mam nadzieję ; ) anonimy po Islandzku żądające 30 mln funtów w zamian za wyłączenie wulkanu (albo 'billions' czyli miliardów).

Potem dotarła do nas informacja o aferze z Goldman Sachsem (jeden z ostatnich banków inwestycyjnych po upadku Bear Stearns, Lehman Brothers i przejęciu Merrill Lyncha), akurat oglądałem jakiś kanał informacyjny kiedy ogłoszono oskarżenia... przez parę sekund wartość akcja spadała o 0.5% na sekundę ; ) Swoją drogą, pocieszające, że i w Anglii są ludzie którzy się cieszą z cudzych problemów (o Goldman Sachsie mówiło się, że jest to tak doskonała instytucja, że nawet wsparcie techniczne [IT support] tam działa, ja myślę, że to mimo wszystko przesadzone plotki ale mimo to nie są zbyt lubiani).

Aha, jeszcze pozwolę sobie na chwilę powrócić do tematu pyłu i katastrof lotniczych. Jednym z argumentów za zamknięciem przestrzeni powietrznej był tzw. Jakarta Incident czyli lot British Airways Nr 9. W 1982 Boeing 747 lecący z Heathrow do Auckland (z przystankami) wleciał w chmurę popiołu niedaleko Dżakarty, powodując awarię wszystkich 4 silników. Ostatecznie po 'przeszybowaniu' 169 km podczas 23 minut swobodnego spadania silniki ponownie odpaliły pozwalając na awaryjne lądowanie podczas którego nikt nie został poszkodowany. Niemniej do historii przejdzie być może (najwidoczniej angielski) kapitan. Tuż po awarii silników zakomunikował pasażerom (w wolnym tłumaczeniu):

Panie i Panowie, mówi kapitan. Mamy mały problem. Wszystkie cztery silniki przestały działać. Robimy wszystko co w naszej mocy, żeby je przywrócić do działalności. Mam nadzieję, że nie przysparza to Państwu zbyt wielu zmartwień.

Komunikat ten określono jako 'arcydzieło niedomówienia' (masterpiece of understatement). Przypomniało mi się to ostatnio, kiedy utknąłem w metrze. Jak już wiele razy wspominałem, wsiadając do metra trzeba być przygotowanym na różnego rodzaju przygody. Kiedyś np. na jednej z nowszych linii zawiodła trakcja co zakończyło się spacerem pasażerów po tunelach metra. Zawsze chciałem coś takiego przeżyć, i ostatnio prawie mi się udało. Wracałem metrem z pracy, kiedy nagle większość świateł się wyłączyła (to akurat normalne) i pociąg zaczął zwalniać (to mniej normalne). Po chwili pociąg wytracił całą energię kinetyczną i utknęliśmy w półmroku w tunelu. Wtedy odezwał się maszynista mówiąc:

Proszę państwa, nie mamy żadnych problemów, ale straciliśmy zasilanie (Ladies and Gentlemen, we don't have any problems, but we lost the power supply).


Oczywiście, brak zasilania w metrze, w ciemnym tunelu, to żaden problem w porównaniu z awarią wszystkich silników Boeinga 747 nad oceanem indyjskim. Okazało się jednak (niestety!), że pierwszy wagon był już na stacji. Poczekaliśmy więc 20 minut, prądu nie dowieźli, więc zaczęła się ewakuacja przez pierwszy wagon. Ktoś jednak przeoczył, że nasz pociąg złożony jest z dwóch składów, między którymi nie ma przejścia. Połowa pasażerów nie mogła wysiąść... Na szczęście w połowie ewakuacji energia wróciła. Tak więc wszyscy pasażerowie z pierwszej części zostali wyproszeni na peron, tam poczekaliśmy około 2 minut, po czym pociąg ruszył, wjechał na stację, wypuścił pozostałych pasażerów a czekający na peronie (między innymi ja) wsiedli z powrotem i pojechaliśmy dalej : ) No i czyż jazda metrem nie jest atrakcją?! Fakt, że nie tanią, ale nawet w wesołym miasteczku nie ma takich atrakcji : )