sobota, 28 stycznia 2012

Life, Science, Finance & Religion ; )

Dziś zaczniemy lekko, od artykułu, który jakiś czas temu pojawił się na BBC [1] o społeczności żyjącej w Meghalaya (Indie), która jest matrylinearna. Gdzieś kiedyś wyczytałem, że w pradawnych czasach, kiedy jeszcze nie było facebooka i testów ojcostwa, prymitywne (bo bez fb) społeczności były matrylinearne. Potem jakimś sposobem mężczyznom udało się narzucić dziedziczenie tytułów po ojcu tym samym wprowadzając rządy plemników.

(Jak chyba wszyscy wiedzą, ja mam bardzo demokratyczne poglądy w tej kwestii, więc z góry przepraszam jeżeli któraś płeć poczuje się urażona:)

Prezydent ruchu na rzecz równouprawnienia mężczyzn ma ciekawą teorię: wg niego lokalny dialekt Khasi odzwierciedla układ społeczny. Jako przykład podane jest słowo drzewo, które ma rodzaj męski, ale po obrobieniu na (przydatne) drewno zmienia rodzaj na żeński. Podobno dużym problemem męskiej części społeczeństwa jest brak poczucia przydatności, które ich popycha w narkotyki i alkoholizm. I tak sobie szowinistycznie pomyślałem, że w jakimś sensie rodzenie potomstwa daje płci żeńskiej przewagę przydatności i to nie tylko w czasach zapłodnienia in vitro. Mężczyzna pozbawiony funkcji społecznych (czy też ekonomicznych) rzeczywiście zostaje zredukowany do tych kilku momentów w swoim życiu kiedy jest na chwile potrzebny do zachowania ciągłości rodu. Pomijając funkcje rozrywkowe ;)

Jest to część szerszego tematu związanego z przemianami społecznymi zapoczątkowanymi równouprawnieniem. Jak wyżej wspomniałem, daleki jestem od krytyki tych przemian, ale intryguje mnie do czego jako społeczeństwo zmierzamy. I aż korci mnie żeby zacytować mojego szefa, który by pewnie powiedział: "Nie rozumiem tych zmian! Do czego one zmierzają? Jaki będą miały wpływ na społeczeństwo? Jaki będą miały wpływ NA WZROST PKB?!?!" :)

Notabene w minionym tygodniu mieliśmy okazje do takich rozważań, tym razem spowodowaną wiadomością o dramatycznym spadku kosztu sekwencjonowania DNA. Firma Life Technologies ogłosiła, że do końca roku będzie dostępny na rynku ich Ion Proton Sequencer, który będzie w stanie za mniej niż 1000$ zsekwencjonwać DNA w mniej niż jeden dzień. Może nie wygląda to na jakąś rewolucję, od dawna było wiadomo, że będzie się to dało zrobić coraz taniej i też nie wydaje się, żeby to miało cokolwiek zmienić. Ja widzę tutaj kilka potencjalnych problemów.
Po pierwsze, zbliżamy się bardzo szybko do (trochę smutnej wg mnie) rzeczywistości przedstawionej w filmie Gattaca. Badania nad genomem całej populacji prawdopodobnie pozwolą bardzo szybko znaleźć powiązania pomiędzy poszczególnymi genami a podatnością na choroby lub różnego rodzaju zachowaniami (alkoholizm, skłonności do hazardu ale może też np. pracowitości - wątpię, żeby był na to gen, ale może się okazać, że np. obniżony poziom testosteronu [spowodowany w 20% jakimiś genami] w 40% przypadkach wiąże się z większą cierpliwością itd.). Potencjalny pracodawca mając do wyboru dwóch kandydatów może ulec pokusie porównania ich profilów genetycznych.
Bardzo pokrewnym problemem jest wykorzystanie tych danych np. przez firmy ubezpieczeniowe. To jest coś czemu anarchiści by przyklasnęli (gdyby głęboko myśleli nad swoimi poglądami), bo w praktyce obecna służba zdrowia jest dość socjalistyczna - wszyscy nadpłacają za tych kilku bardziej chorowitych (w prywatnej służbie zdrowia poprzez odpowiednio zbalansowane stawki).
Po trzecie, taka analiza by szybko zweryfikowała statystyki wierności. W zależności od wyniku, mogło by to wprowadzić trochę zamieszania (aha, przy okazji, taki news ostatnio znów popularny na facebooku, o młodej białej amerykance, która twierdzi, że zaszła w ciąże i urodziła czarne dziecko od oglądania porno w 3D podczas kiedy jej mąż służył w Iraku, to fake[3]).
Wreszcie, w połączeniu z postępami w biochemii chałupniczej (polecam Google: biohacking jako temat, może o tym kiedyś coś więcej napisze) i ogólnej, być może stanie się możliwe syntetyzowanie DNA ukradzionego z jakiejś bazy danych. Np. w celu wrobienia kogoś. Ludzie się trochę tym przejmują, chociaż mi się wydaje to raczej skomplikowanym przedsięwzięciem (co innego stworzyć jakiś tam łańcuch a co innego nawet 0.01 ml czyjejś krwi). Niemniej, problem prywatności zostanie na pewno poszerzony o sferę naszego DNA (patrz post Marcina o Sztuce Cyfrowej Samoobrony ).

Wracając na bezpieczniejsze dla mnie wody - w Anglii jest wielka dyskusja na temat bonusów przyznawanych w banku RBS, który jest w 82% własnością państwa. Bonus dla dyrektora w tym roku jest dość skromny (mniej niż 100% rocznej pensji, zdarzały się tysiące procent), ale w czasach nieustającego kryzysu zrobiło się o tym trochę głośno. Ja myślę, że są to głosy populistyczne, jeżeli Anglia chce kiedykolwiek się tego banku pozbyć, to musi w nim zatrudniać ludzi, którzy wiedzą co robią, a o takich za średnią krajową trochę trudno. Niemniej, ciekawe jest to, że dyrektor owego banku jest teoretycznie funkcjonariuszem publicznym zarabiającym naprawdę duże pieniądze.

W związku z tym mam taki apel, może by się ktoś z Polskiego rządu wybrał do Wielkiej Brytanii i przedstawił nasze doświadczenia z ustawą kominową, może im to wyjaśni sytuację :)

Ciągle mam gdzieś zapisane, żeby ujawnić moje przemyślenia na temat bonusów, płac dyrektorów banków i spółek giełdowych oraz rozłam w społeczeństwie... ale póki co odstrasza mnie obszerność tematu (musiałbym się odnieść do Occupy Wall Street, przyczyn kryzysu a także podeprzeć różnymi statystykami) oraz to, że jest tak emocjonalnie traktowany przez wszystkich... Ale dojrzeje do tego na pewno : )

Aha, pozwoliłem sobie na przemian użyć określenia Anglia i Wielka Brytania, co jest chyba niepoprawne. 'Great Britain' to wyspa składająca się z terytoriów Szkocji, Walii i Anglii (w kontekście politycznym do GB zalicza się jeszcze trochę drobniejszych wysp dookoła). Razem z Północną Irlandią tworzą The United Kingdom (of Great Britain and Northern Ireland), co się tłumaczy na Polski jako Wielka Brytania. Raje podatkowe na kanale La Manche i wyspa Man są formalnie odrębnymi terytoriami (chociaż podlegają koronie).

A z takich codziennych radości, dostałem dziś za darmo Koran. Od tradycyjnie ubranych panów z długimi brodami. Jest to naprawdę ciekawe wydanie, z obrazkami i różnymi artykułami/analizami. Na przykład, dowiedziałem się, że Koran już w 7 wieku sygnalizował, że pierwiastek żelaza (Fe), który jest uważany za bardzo ważny, pochodzi spoza układu słonecznego (nie jestem ekspertem, ale ponoć może być syntezowany tylko w supernowych). Od siebie dodam, że jako ostatni pierwiastek, którego synteza jest egzotermiczna, można by go uznać za istotny pierwiastek odgraniczający fuzję jądrową od reakcji rozsczepienia*, co tylko zwiększa mądrość owego przekazu.
Tak czy inaczej, panowie byli naprawdę bardzo mili, poprosili o email (którego po chwili wahania im nie udzieliłem) i ogólnie sprawiali wrażenie bardzo otwartych. Jak rozumiem, chcą poszerzyć swoją społeczność i rekrutują nowych członków. Z innych źródeł słyszałem, że niektóre z tych społeczności organizują bardzo fajne obozy dla aktywnych np. w Afganistanie, ale o tym moja ulotka nic mówi...

* - moi drodzy znajomi-wykształceni fizycy - wszelkie korekty proszę przesyłać na priva- staram się szpanować


środa, 11 stycznia 2012

Reloaded

Wszystkiego dobrego w nowym roku!

Z tej okazji postanowiłem przynajmniej 'postarać' się bloga reaktywować. Jak może niektórym wspominałem, trochę mi się wyczerpała formuła. W listopadzie stuknęły mi cztery lata w Londynie i coraz mniej mnie tutaj zaskakuje (poza bezmyślnością niektórych rozwiązań Wielkiego Imperium Brytyjskiego... jest ona prawdopodobnie zgodnie z Einsteinem nieskończona, w związku z czym ciągle na nowo przekracza wszelkie granice...) w związku z czym moje obserwacje/przemyślenia mogą nie być bezpośrednio związane z Londynem. Tym bardziej, że wydaje mi się, że się ostatnio naprawdę dużo dzieje. (tak, wcześniej też czytałem gazety)

Aha, pragnę przy tym zaznaczyć, że nie ma to żadnego związku z tzw. postanowieniami noworocznymi, których co do zasady nie podejmuje. Wydaje mi się, że jest to najgorszy możliwy moment do wprowadzania zmian i badania zdają się to potwierdzać - wg różnych źródeł 75-90% postanowień jest łamana ([1], [2]).
Większość ludzi podobno poddaje się już 10 Stycznia ([3]), dlatego ja piszę dopiero dziś : )

Miałem dziś dość zaskakujące losowe spotkanie. Idąc za sprawunkami postanowiłem wrócić z Bond Street zaułkami (które zresztą bardzo polecam w okolicach Oxford Street). Rzadko się tam zapuszczam i tak idąc i rozważając bardzo istotne problemy (czy kupić sobie angielskie buty firmy Church's w celach asymilacyjnych) usłyszałem 'Cześć Tadek!' (Nie będę krytykował braku wołacza, bo nie jestem pewien czy tak to dosłownie brzmiało). Otóż, zupełnie przypadkiem spotkałem kolegę, którego poznałem na praktykach w Niemczech jakieś 6 lat temu. Przeniósł się do Londynu w zeszłym roku i pracuje we wspomnianej okolicy.
Nie jest to moje pierwsze doświadczenie tego typu. Kiedyś podczas odwiedzin rodziny postanowiliśmy sobie zrobić zdjęcie z Westminster Bridge z widokiem na Big Bena. Usłyszeliśmy język polski i dostrzegłem stojącego do mnie tyłem (dobrze zbudowanego) pana w bluzie HKS Hutnik. Zaproponowałem żeby ich poprosić o zrobienie zdjęcia, wiedząc, że fani Hutnika to bardzo kulturalnie ludzie (na podstawie próbki dwóch kolegów z Liceum którzy temu klubowi kibicowali [ jeden kiedyś mi pokazał naklejki: "HKS - u nas mecze są bezpieczne", powiedział, że to w ramach żartu drukowali; a więc nie tylko kulturalni ale też z poczuciem humoru ;]). I okazało się, że pan w Hutniku to jeden z moich kolegów. Ot przypadkowo był w Londynie ze znajomymi.

Mieszkańcy Krakowa się raczej dziwić nie będą - w Krakowie codziennie się spotyka znajomych na ulicy (mimo, że jest ich w wiosce kilka ; ). Ale Londyn to naprawdę duża wiocha i odkąd tu jestem zdarzyło mi się może 3 razy zobaczyć przypadkiem kogoś znajomego ulicy [nie liczę np. ludzi z pracy na moim przystanku]. Właściwie wychodzi na to, że równie łatwo jest spotkać przypadkiem znajomych z Europy. Również dwa razy spotkałem znajomych w samolocie z/do Polski, ale to już jest częstsze biorąc pod uwagę, że nie ma ich już tak dużo. Po chwili namysłu: czy to oznacza, że mam więcej znajomych w Europie niż w Londynie 'per capita'? Nie jest to niemożliwe - można powiedzieć, że w Londynie mieszka ponad 1% wszystkich Europejczyków (8 mln z ok 600 mln - nie wliczając Turcji i Rosji).

Na koniec, z tematów dnia - trochę w Anglii jest głośno o tym zabójstwie Irańskiego naukowca. Kiedy spotkałem mojego kolegę wracałem od ortopedy (zdejmowali mi odciski stóp żeby zrobić z nich odlew... właściwie trochę się teraz stresuje wiedząc, że gdzieś tam sobie harcują moje sztuczne stopy - co jeśli ktoś się zdecyduje zostawić moje odciski przy już-nie-tajnej irańskiej bazie wzbogacającej uran?), oglądałem u niego/z nim BBC kiedy wałkowali ten temat. On chyba był Afrykańczykiem, więc poniekąd neutralny, ale często się słyszy z różnych stron wyrazy dezaprobaty. Oczywiście nikt nie chce [groźby] konfliktu nuklearnego, ale jakoś trudno mi sobie wyobrazić, żeby takie poczynania wspomagały dążenia pokojowe. Myślę, że takie zabójstwo co najwyżej opóźni uzyskanie przez Iran bomby atomowej, a jak już to nastąpi to relacje będą tylko gorsze.
Nie jestem ekspertem w sprawie historii bliskiego wschodu, ale wydaje się, że Amerykanie (a wcześniej trochę Brytyjczycy) mieli duży wkład w radykalizację Iranu. I chociaż myślę, że z a w s z e ktoś gdzieś wywiera jakiś wpływ na rozwój wydarzeń, to Amerykanie powinni być przynajmniej ostrożni^2... Chętnie bym poruszył ten temat z moim Irańskim fryzjerem, ale zmienił salon i nie wiem gdzie się podział. Albo Irańskie służby specjalne uznały, że infiltrowanie środowisk funduszy hedgingowych w obliczu ich kiepskich wyników nie ma już sensu i go przesunęli bliżej Pałacu Westminsterskiego?

Aha, jeszcze na temat Iranu. Polecam komiks 'Persopolis' M. Satrapi. Myślę, że mógłby być lekturą szkolną. Czytałem go trochę w metrze i innych miejscach publicznych, bardzo mnie bawi myśl, że ludzie dookoła mogą mnie uważać (ze względu na czytanie komiksów w moim wieku) za osobę niepoważną i jak wiele przez to tracą...

Przypisy : )
[1] - http://www.guardian.co.uk/lifeandstyle/2009/dec/28/new-years-resolutions-doomed-failure
[2] - https://en.wikipedia.org/wiki/New_Year's_resolution
[3] - http://www.dailymail.co.uk/news/article-2084095/New-Years-resolutions-Today-day-people-up.html?ito=feeds-newsxml