wtorek, 29 maja 2012

Stadiums of Hate - my opinion

As most have heard, a controversial BBC feature was broadcasted yesterday as part of the 'Panorama' series (a documentary / public affairs programme). It has become a bit of a hot topic in the Polish media, with most commentators being upset by the one-sided view and exaggerations, less in the UK were a lot 'sensational' insights about the hosts of the European Championship was already posted. I decided to share my opinion for the non-poles among my friends (exceptionally, in English).

I will completely ignore the part about Ukraine, since I don't know a thing about their football. Actually, I am very far from being an expert on football in any country (or the sport in general : ), however, I have spend the better (hehe) part of my life in Kraków and I think I'm entitled to an opinion on some of the claims. The main two observations were about racism and brutality of the 'Ultras' (interestingly, in Poland the description 'hooligans' is more common, but it probably wasn't used because of the connotation - it did enter the Polish language from English and, according to Wikipedia [1], was initially used to describe a London street gang). Let me deal with them separately.

As much as I'm ashamed to do that, I admit that Poland might not be as tolerant as the UK (or funnily enough, as it used to be in it's distant past) - yet. This can be partially explained by the isolation during the communist times - non-Caucasian complexion was a bit of a rarity for some time, which surely doesn't help in teaching people about diversity. Also antisemitism can be found in some extreme nationalistic groups, which is rather surprising given the very small size of the Jewish minority in Poland.
I think that the main difference between Western Europe and Poland is visibility. Over time, these extreme ideologies made it occasionally to the 'mainstream' in different parts of Europe (Jean-Marie Le Pen in France, who accused Chirac of being on the payroll of Jewish organizations, Jörg Haider in Austria or Golden Dawn in Greece, just to give some examples). Racist crime might still be happening, but to put thins into perspective: I have found out that in Scotland during 2005-2006 there were almost 20 race-hate crimes per day [2]. There is an ongoing discussion about how to address these issues in Poland, but I think there is good progress already. The historically Jewish district of Kraków, Kazimierz, can serve as an example. Once a neglected and unpopular part of town, it has become the perhaps most vibrant part of Kraków, famous for it's bars and restaurants but also for the annual Jewish Culture Festival.

So maybe that's a problem with the policing of stadiums? There was a time when English Hooligans were the scare of national football competitions. Smart rules and a zero-tolerance policy seem to have solved the problem in the UK, but it did took some years. The advance of technology (CCTV and electronic cards) made it easier to identify offenders and ban them from participating in the games. The same thing is happening in Poland just now. Even before Euro 2012 clubs were made responsible for the behavior of their supporters, and here as well progress has been achieved. I remember that some 10 years ago, when the unemployment was close to 20%, a lot more young people would get involved in hooliganism. With the transition to a [more] developed economy, more and more people have better things to do then sit in prison for a stadium seat they vandalized. Except for some of the most 'competitive' derbies, which the report chose to show, football fans are behaving orderly.

In general, I am not particularly outraged by this documentary. While I find it exaggerated (e.g. battles with riot police or racist shouts are not as common) and would consider it as rather poor journalism, I do agree that as a society we still have some work to do on education and policing. I don't think there is anything to be worried about in terms of the championship, most European countries struggle with similar issues, even if on a smaller scale.
Trying to be a bit fair, the reporter did point out, that the former English Captain John Terry is awaiting his trial for racist remarks and mentioned that this is not just happening in Poland. I would prefer a more factual approach, but that's not what people want to watch these days anyway ; ) I also remember similar materials about the World Championship in South Africa (and their homicide rates)...

And if someone in Poland is really upset about it, maybe they should do a documentary about riots in London and how it's better to watch the Olympics from home, rather then risking injuries in a week long battle with the police over the shooting of an innocent African-Caribbean man.

[1] -  https://en.wikipedia.org/wiki/Hooligan
[2] - http://www.scotsman.com/news/scottish-news/top-stories/almost-20-race-hate-crimes-a-day-in-scotland-1-692617

poniedziałek, 21 maja 2012

Cognitive Threshold

Jakiś czas temu spotkałem się z pojęciem 'cognitive threshold' w kontekście 'granic poznania' (poznania w sensie epistemologicznym, nie geograficznym : ). Podobno jest to takie nowe modne hasło (buzzword) używane w dyskusjach pomiędzy inteligentnymi/kulturalnymi ludźmi. W rzeczywistości chodzi po prostu o sytuacje, w której ktoś przestaje przyjmować do wiadomości argumenty, ponieważ wykraczają one poza jego zdolności poznawcze (przy okazji- to samo pojęcie funkcjonuje w psychologii, ale z tego co rozumiem opisuje odrębne zjawisko). Te brakujące zdolności mogą przyjmować różne formy: problem z analizą faktów, zbyt duży zestaw danych albo po prostu fakty sprzeczne z nabytą wizją świata.

Chyba w Sunday Times pisali o tym jako 'teorii, która być może tłumaczy problemy demokracji' (wyborcy nie są w stanie intelektualnie zrozumieć problemów swojego kraju). Właściwie, żadna nowość. Każdemu się na pewno zdarza prowadzić od czasu do czasu bezsensowne dyskusje na sensowne tematy. Ja pod wpływem takich [frustrujących często] doświadczeń postanowiłem podsumować swoje refleksje na temat dyskusji pomiędzy dwoma jednostkami. W skrócie: Panie i Panowie, świat jest bardzo prosty, a poniżej, w podpunktach, wytłumaczenie dlaczego mimo to ciągle borykamy się z mnóstwem problemów.

Rozważmy dyskusje pomiędzy Alicją i Bobem na jakiś skomplikowany temat (jeżeli temat jest prosty, to dyskusji zazwyczaj nie będzie). Na potrzeby takiej systematycznej analizy dyskusji jako procesu chciałoby się założyć, że temat jest rozstrzygalny (t.j. istnieje jakaś obiektywna prawda, dzięki której jedno z nich ma bezdyskusyjnie racje)... ale to jest odrębny temat i cała bogata gałąź filozofii (prawda ta może być np. niepoznawalna); poza tym jest to dość silne założenie, które wg. mnie nie jest konieczne do wyciągnięcia przydatnych wniosków. Zatem, w czym może tkwić problem, jeśli obie strony nie dochodzą do porozumienia? Poniżej punkty w kolejności luźno podporządkowanej częstotliwości występowania.

Po pierwsze, Alicja i Bob mogą się bardzo łatwo poddać emocjom. Wystarczy jedno nieostrożne sformułowanie, i już Bob czuje, że kwestionowana jest jego inteligencja/wykształcenie/poglądy rodziny itp. Myślę, że w Polskiej polityce jest to pierwsza przeszkoda, na której kończą się merytoryczne dyskusje. W prywatnych dyskusjach także się to zdarza, jeżeli poczucie własnej wartości jest zagrożone nieznajomością faktów albo niedostrzeżeniem oczywistego związku między nimi. Częściowo może temu zaradzić neutralny mediator, jeśli tylko ma wystarczająco dużo empatii, żeby wyczuwać te narastające konflikty.

Ale, załóżmy, że szczęśliwie uniknęliśmy eskalacji agresji i inwektyw. W punkcie drugim pojawia się brak cierpliwości albo motywacji do zgłębienia tematu. Niestety, ze względu na globalizację, a także może wpływ coraz większej ludzi na omawiane problemy, większość kwestii spornych trudno opisać w dwóch zdaniach. Problemy takie jak konsekwencje interwencji na bliskim wschodzie, decyzje na temat energetyki atomowej czy po prostu system emerytalny w kraju są problemami wielopoziomowymi, powiązanymi z innymi problemami albo mają aspekty praktyczne, ekonomiczne czy też moralne. Jest całkiem prawdopodobne, że w dyskusji wszystkie te elementy muszą być rozpatrzone. Nawet przed pokoleniem MTV (wychowanym ponoć na 5 minutowych klipach : ) poświęcenie tak dużej ilości uwagi jakiemuś tam problemowi byłoby nie lada wyzwaniem dla większości ludzi. Teraz, w dobie Twittera i SMSów trudno mi uwierzyć, że ktoś będzie chciał poświęcić choćby 30 minut na przeanalizowanie nawet najbardziej podstawowych argumentów. Jeśli nawet to uczyni to niestety....

... może utknąć na trzecim 'płotku', a mianowicie tym, co ostatnio ktoś nazwał właśnie 'cognitive threshold'. Problem może przekraczać nasze zdolności pojmowania. Tutaj wyróżniłbym kilka podpunktów. Najczęściej, problemem jest ilość danych, które trzeba wziąć pod uwagę. Jakkolwiek nie lubię porównania ludzkiego mózgu do procesora komputera, mógłbym się zgodzić, iż i tu i tu dysponujemy pewną pamięcią podręczną, która gromadzi te aktualnie potrzebne informacje. W dyskusji są to znane nam fakty, które pomagają formułować bądź obalać różnego rodzaju teorie. Możemy np. znać dość dobrze historię Europy, ale jeśli dyskutujemy o wadach i zaletach systemów politycznych to zapełniamy nasza pamięć podręczną (cache) jedynie faktami powiązanymi z naszą tezą. Niestety, ilość tych faktów może przekroczyć wielkość naszej pamięci podręcznej, co spowoduje, że będziemy formułować opinie sprzeczne nawet ze znanymi nam faktami. W przypadku próby zrozumienia jakiegoś tematu, możemy zamknąć się w błędnym kole proponowania rozwiązań opartych tylko na podzbiorach dostępnych informacji, sprzecznych z pominiętymi elementami. W ten sposób można też 'modelować' brak wystarczająco podzielnej uwagi. Jeśli jakiś problem ma trzy aspekty, to trzeba mieć ciągle łatwo dostępne trzy 'zestawy danych'.
Ale nie tylko wielkość pamięci podręcznej może uniemożliwić nam rozstrzygnięcia dysputy. Czasami proces wnioskowania przebiega po prostu zbyt wolno, dzięki czemu dobrze przygotowany interlokutor może nas, brzydko mówiąc, 'zgasić'. Np. podsuwając pasujące mu rozwiązania czy też tezy, sprzeczne z omawianymi faktami ale w sposób zbyt subtelny, żeby to w ferworze dyskusji dostrzec. Kontynuując analogie, jeśli nasz procesor jest zbyt wolny, możemy nie nadążać za tokiem argumentacji, co czasem może uniemożliwić nam przyjmowanie kolejnych tez czy też wniosków. Podobnie problemem może być czas, który potrzebujemy na racjonalne przyswojenie argumentów (t.j. uporanie się z warstwą emocjonalną i zaksięgowanie przekazu w postaci w miarę obiektywnej).
W bardzo skrajnych przypadkach (chyba, że mówimy o np. studiowaniu matematyki teoretycznej : ), informacja może przekraczać takie czysto intelektualne zdolności uczestnika dyskusji. Może to się wiązać z poziomem abstrakcji albo koniecznością dostrzeżenia bardzo skomplikowanych wzorców w przedstawionych sytuacjach. Szczerze mówiąc, nie jestem do końca pewny czy jest to rzeczywiście odrębny podpunkt.

Myślę, że powyższe obserwacje tłumaczą bardzo wiele różnic zdań, czasem w dużo szerszym sensie niż by się mogło początkowo wydawać. Zauważyłem np. że w dyskusjach na temat komunizmu mam czasem odmienne przemyślenia ze względu na wychowanie w (częściowo) post-komunistycznym kraju. Ten problem zazwyczaj sprowadza się do kombinacji punktu drugiego i trzeciego, teoretycznie mógłbym przedstawić wiele historii i faktów, które ukształtowały moje opinie, ale kto by chciał wysłuchiwać przez 5h jakiś historyjek na temat obcych ludzi w obcym kraju? A nawet jeśli by chciał, to czy w czwartej godzinie pamiętałby jeszcze fakty z godziny pierwszej?
Niestety, poza tym wszystkim jest jeszcze jeden punkt, dla mnie najbardziej demotywujący, bo trudno go wyeliminować poprzez cierpliwość, umiejętne podejście do drugiej osoby (czytaj: szacunek) bądź edukacje.

Wolny wybór systemu wartości. Każde wartościowanie, począwszy od kosztów ekonomicznych, społecznych do podziału zachowań na dobre i złe, może być zależne od systemu wartości. Osoby bardzo religijne mogłyby z łatwością uznać, że śmierć ciężarnej matki, której odmówiono aborcji, nie jest niczym złym. Ostatecznie, wszystko jest w rękach Boga i mając do wyboru przyjęcie jego wyroków albo złamanie nakazów (dokonując aborcji) można by wyrzec się odpowiedzialności i nie zrobić nic. Niezależnie od tego jakie się ma poglądy w tej sprawie, od razu (chyba?) widać, że nie ma tutaj specjalnie pola do dyskusji. To jest coś, czego Dawkins zdaje się nie rozumieć: jeżeli ktoś zdecydował się wierzyć w istnienie Boga niezależnie od dowodów lub ich braku, to nie ma znaczenia ile książek o ewolucji przeczyta (chociaż, jeżeli wierzy w Boga bo nie wierzy w ewolucję, to trud Dawkinsa może nie pójść na marne ; ). Podobnie, jeśli członkowie Occupy Wallstreet uważają, że różnice w bogactwie poszczególnych ludzi są niesprawiedliwe i przez to nieakceptowalne, to tłumaczenie wolnego rynku może być kompletną stratą czasu - bo "nie obchodzi mnie dlaczego, to jest po prostu niesprawiedliwe i basta". (Aha, żeby nie było, nawet jeśli jestem wrednym kapitalistą to raczej nie stanąłbym w obronie miernych często i aroganckich bankowców, którzy za swoje zakłady zgarniają duże pieniądze).

Jakie z tego płyną wnioski? Cóż, wątpię, żeby którykolwiek z tych podpunktów był jakąś rewelacją : ), myślę, że wielu polityków od wieków zdawała sobie z tego sprawę... Chociaż jak już wspomniałem, globalizacja i komplikacja naszych systemów ekonomicznych, politycznych itd. w znacznym stopniu zwiększyła ich znaczenie podczas dyskusji.
Myślę, że w przyszłości problemy ograniczą się do tych 'nie-dyskutowalnych', ponieważ te prostsze po prostu rozwiążemy. Z punktu widzenia demokracji jedyną nadzieją jest zaufanie ekspertom (czy to w postaci posłów czy jakichś niezależnych komitetów to już specjalnie nie ma znaczenia), poniekąd jest to krok wstecz ale przynajmniej z hamulcem awaryjnym. Natomiast na poziomie indywidualnym myślę, że dojdzie do podziału na problemy wymagające wymiany esejów zamiast dyskusji, i takie mniej złożone do rozstrzygnięcia przy jednym winie (na osobę). Stety/Niestety większość ludzi nie będzie miała okazji wykorzystać w praktyce swoich wartościowych przemyśleń, ale ostatecznie czasem chodzi po prostu o to, żeby sobie podyskutować, uporządkować myśli i dowiedzieć czegoś nowego...

I oczywiście, przy okazji napić się wina ze znajomymi : )