środa, 28 listopada 2007
Family ties
Mam w pracy koleżankę, która jest z Pakistanu, ale od kilku lat mieszka w Londynie. I jest problem, ponieważ za namową ojca wyszła za mąż, który się jednak po jakimś czasie rozmyślił (albo 'został rozmyślony'). Pare miesięcy po ślubie pojechali do jego rodziców. Najwidoczniej nie byli zachwyceni, tak więc poradzili mu się rozstać... Ze względu na honor rodziny starała się nie dopuścić do rozstania, niestety syn okazał się być posłuszny (tzn. mąż widzi to inaczej: spakował się i wyszedł, ale twierdzi, że jej wcale nie zostawił). I teraz pan Ojciec (koleżanki) postanowił ratować sytuację, i chce, żeby wróciła do rodzinnego domu i zachowywała się jak należy. Myślę, że jednak zostanie w Londynie, ale chyba jej się kontakt z rodziną osłabi...
Ma natomiast sporo ładnych sióstr, które stara się wyswatać:) Chyba na moje szczęście jestem bezpieczny. Koleżanka jest bardzo tolerancyjna i otwarta, ale nie wyobraża sobie, żeby jej siostra się spotykała z nie-muzułmaninem :) No i chyba bym wolał bardziej wyluzowanych teściów :) Za to spore szanse ma inny kolega, który od urodzenia mieszka w Londynie, jest w połowie tunezyjczykiem, no i wyznaje to co należy. Dlatego też nie pije alkoholu (taa, zbyt regularnie aplikuje tą szczepionkę, ażeby coś mi groziło).
Zatem, pozdrawiam wszystkie moje koleżanki szczęśliwie urodzone w warunkach bardziej sprzyjających samodzielności... I, tradycyjne polskie rodziny nie są złe :D
Pozdrowienia dla moich rodziców :)
piątek, 23 listopada 2007
Million dollar trash
Po pierwsze, w ostatnich dniach został sprzedany obraz meksykańczyka Rufino Tamayo, zatytuowany Tres Personajes (Trzy Postacii lub tak jakoś), za milion dolarów. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że został skradziony gdzieś w latach siedemdziesiątych a odnalazł się... A w zasadzie odnalazła go Elizabeth Gibson na manhatańskim śmietniku. Wzieła go, bo jej się spodobał. Dopiero po jakimś czasie zorientowała się co znalazła... wniosek: nie przechodźmy obojętnie obok śmietników. Suflet skombinował nam do domu obraz, twierdzi, że przedstawia on Henryka V, chociaż jak dla mnie to bardziej pan Wołodyjowski. Obawiam się, że nawet jeżeli jest on skradzionym arcydziełem sztuki, jego wartość może zaniżać fakt, iż jest on w dwóch częściach. Chociaż nie rozumiem czemu, zawsze co dwa to nie jeden, no i daje to nowe możliwości aranżacji:D
Po drugie, przez pewien czas pojawiał się wątek Bushry Noah, muzułmanki, która chciała zostać fryzjerem. 25 salonów jej odmówiło, twierdząc, że fryzjerka musi mieć odsłonięte włosy. Pani Noah pozwała jeden z salonów oskarżając właścicielkę o dyskryminacje na tle religijnym i rząda 15 000 funtów za straty moralne. Dlaczego akurat ten jeden? Bo "jej uczucia zostały tam najbardziej urażone". No i może prawdą jest, że fryzura fryzjerki nie świadczy o jej kwalifikacjach (w końcu chyba fryzjerki się same nie strzygą? hmm. . z drugiej strony lekarze się czasem leczą sami.. ale to nie to samo;), ale 15k futnów (czyli ponad 75 tyś zł) za odrzucenie aplikacji...
I jeszcze na koniec zabawna historyjka: pewna pani (nazwiska nie pamiętam) zaparkowała samochód przed stacją benzynową, na zakazie. Gdy po paru minutach wróciła, miała blokadę i mandat na 130 funtów. W ramach protestu (nie było jej raptem pare minut) postanowiła nie opuszczać samochodu w ciągu dnia (żeby nie został odholowany). Przez dwa dni siedziała w samochodzie w godzinach 7.00-22.00, i przez dwa dni nic się nie działo. Kiedy przyszła trzeciego dnia o 7.30 samochodu już nie było, a mandat wzrósł do 600 funtów :) Kto późno wstaje, temu mandat rośnie.
Tym optymistycznym akcentem rozpoczynamy piątek, ostatni dzień przed weekendem.
wtorek, 20 listopada 2007
TLF - every day a new experience
Dziś zdobyłem nowe doświadczenie związane z metrem. Gdzieś na wcześniejszej stacji mojej lini ktoś zachorował, w związku z czym najpierw linia była zamknięta, a później były opóźnienia. Kiedy dotarłem do mojej stacji, przed wejściem czekało już kilkaset osób :) Oczywiście na peronie tłum, miły pan przez mikrofon doradzał jak zwykle: 'please use the full length of the platform' oraz żeby korzystać z wszystkich drzwi składu - akurat wszystkie były równo zapchane, więc nie wiem o co mu chodziło. Chociaż w środku wagonów było gdzieniegdzie sporo miejsca...
Pewna młoda dama zirytowana tym faktem postanowiła wsiąść do następnego pociągu. Jak podjechał, to wydawało mi się, że nawet się tam szpilki nie wciśnie. A trzeba dodać, że młodej pannie do rozmiarów szpilki było daleko.. Myślę, że w kategorii szpilek to byłoby jakieś szydełko. Albo maszyna do szycia.
Tak czy inaczej, postanowiła tam wejść. I ku mojemu zaskoczeniu, (wiem że tak nieładnie pisać.. ale tak było) jak już przecisneła się przez światło drzwi (takie pojedyncze, jakieś... 90 cm?), poszło z górki. Ludzie mają niesamowitą zdolność kompresji :) widocznie mają niską entropię przestrzenną.
Aha. W Londynie pada, ale tylko deszcz.
sobota, 17 listopada 2007
Have a nice weekend!!
Zauważyłem, że zaczynam przesiąkać tutejszą uprzejmością (chyba czasem trochę udawaną;) Wczoraj jakiś chłopak miał w firmie rozmowę kwalifikacyjną, a potem miał problem z opuszczeniem biura (nie jest to takie proste- krąży taki żart, że jest to ostatni test przed przyjęciem człowieka do pracy, czy sobie poradzi z drzwiami). Ja akurat byłem niedaleko, więc do mnie zamarudził, żebym mu drzwi otworzył. Cały uśmiechnięty (of course) otworzyłem mu drzwi (here you go) i jeszcze użyłem standardowego pożegnania piątkowego (hava a nice weekend). Jak rasowy anglik :P
Kolega mi coś odburknął pod nosem i poszedł, dowiedziałem się potem, że został świetnie oceniony na testach technicznych, ale nie zostanie zatrudniony z powodu słabych zdolności interpersonalnych...
Ponieważ był piątek, wybraliśmy się po południu służbowo do pubu. Rozmowa jakoś tak zeszła na finanse, i dowiedziałem się kilku ciekawych rzeczy. Jedna dziewczyna wychodzi za mąż, i okazuje się, że w Anglii jest niepisana zasada co do wartości pierścionka zaręczynowego. Powinien on być wart od miesięcznego do półrocznego dochodu interesanta:D Zapomniałem się tylko zapytać, czy chodzi o dochód brutto czy netto... Chyba tak i tak się nie opłaca. A druga kwestia, która mnie bardzo zaskoczyła, to że większość ludzi (w tym anglików) uważa Londyn za miasto zbyt drogi do życia. Popularne jest rozpoczynanie pracy w Londynie, ale większość ludzi się później wyprowadza, bo nie stać ich na utrzymanie rodziny (mieszkanie, dom) w Londynie.
Wracając do domu przeczytałem w Metrze (w gazecie i w wagonie zresztą też) rubrykę pewnego publicysty, który dzielił się wrażeniami z mieszkania bez współlokatorów (skończył właśnie 30 lat i zamieszkał sam). Tak więc, schemat jest taki: przyjedź do Londynu, zrób karierę mieszkając w jakiejś komunie, a potem na wieś:) I jakoś ludzie się z tym godzą...
czwartek, 15 listopada 2007
Fruit box
Poza tym wszędzie starają się upychać jakieś warzywa. Podczas lunchu można wybierać między frytkami a warzywami, w sklepach eksponują stoiska z warzywami i ogólnie wszędzie o tym trąbią. Oczywiście na wszystkim są tzw. nutrition facts, czyli kalorie, ilość soli, białka itp. w produkcie.
A w sklepie, który mijam w drodze do pracy sprzedają 'Fruit boxy', za 1 funta dostaje się banana, jabłko, gruszkę, dwie mandarynki jakieś śliwki i coś tam jeszcze. I o dziwo, sporo ludzi to kupuje. Zawsze myślałem, że próba przekonania społeczeństwa do zdrowszego odżywiania jest skazana na niepowodzenie, ale widać, że nie wszystkie zachodznie kraje podzielają gastro-katastrofę USA ;)
P.S. Spodobał mi się wczoraj komunikat w metrze- staliśmy jak to często bywa w tunelu:
'Ladies and gentlemen, boys and girls, we have a delay' :D
Poczułem się młodo.
P.S.2. Koło mojej stacji jest 'Gentlemans Hairdressers'.
sobota, 10 listopada 2007
British Empire
Internet w większości przypadków można mieć tylko po linii telefonicznej. Sieci kablowe nie mają w większości własnej infrastruktury, dzielenie łącza (typu sieci osiedlowe) też nie wydaje się popularne. Skandaliczna wręcz ( : ) jest mizerna oferta sieci komórkowych. Są tylko dwie opcje na internet bezprzewodowy z sieci komórkowej dla laptopów- niezbyt drogie, ale bardzo ograniczone (100mb / miesiąc). Aha, w ogóle prawie wszystkie oferty (poza najdroższymi) mają miesięczny limit pobierania.
Pod tym względem żyjemy w naprawdę postępowym kraju. Właściwie jak tą sytuacje zdiagnozowałem przyszło mi do głowy rzucić pracę i zostać dostawcą internetu drogą np. radiową :) Mój zapał skutecznie zgasił kolega Suflet, który stwierdził, że Anglicy nie dojrzeli nawet do tego, żeby mieć jeden kran z dwoma kurkami*, więc chyba nie pójdą na coś tak skomplikowanego :D
Z innych rzeczy, których chyba jeszcze nie pojęli to np. zalety izolacji. Poza tym, że ciepło ucieka wielgachnymi szparami, to jeszcze mają pojedyncze okna czasem osadzone bez izolacji. Zresztą jest to obserwacja Sufleta, który tutaj przepracował rok w biurze projektowym. Cóż, kto bogatemu zabroni.. Pewnie dzięki temu w Londynie rzadko jest śnieg :D
* - jeżeli by ktoś nie wiedział: kolejny cudowny wynalazek wyspiarzy- przy umywalkach często po jednej stronie jest kran z wodą zimną, po drugiej z ciepłą. Ja rozumiem, że idea jest taka, żeby sobie nalać wody do umywalki i potem w niej myć ręce (oszczędne), ale niech ktoś sobie sprobuje tak płukać twarz po goleniu, albo myć "na łabądka" (tm) :)
piątek, 9 listopada 2007
You & Tube
Zaskoczyło mnie to, że do bankowości internetowej nie stosuje się żadnych dodatkowych zabezpieczeń. Jest jedno hasło i na tym koniec. Zapytałem się mojego konsultanta (który akurat przez przypadek był szefem placówki), czy to jest bezpieczne, na co on się uśmiechnął i powiedział "It is...".. ale bez przekonania (no bo i nie jest). Po czym dodał, że przez internet i tak nie można wykonywać operacji na kwotę większą niż 10k funtów (ponad 50 000 zł). Taaak. Uspokoiło mnie to.
W Polsce co jakiś czas różne magazyny podnoszą alarm, że ten czy inny bank ma słabe zabezpieczenia. Tutaj zwykłe hasło jest dość powszechne... Widać, Polska w niektórych dziedzinach wyprzedza 'kontynent'. Drugą taką dziedziną wydaje się być obsługa klienta. Ostatnio dzwoniłem w różne miejsca, próbując sobie załatwić internet oraz w sprawie opłat za gaz i prąd. Czekanie 5 minut na połączenie z konsultantem jest w normie. Pamiętam jak Telekomunikacja Polska wprowadziła błękitną linię, były dość długie czasy oczekiwania.. teraz jest dużo lepiej niż w UKeju. Mam za sobą także rozmowy z British Gas i prywatnymi dostawcami internetu, jest podobnie. Wydawałoby się, że hindusi w indiach są tani, ale najwidoczniej brytyjskie firmy są skąpe.
No dobrze, ale miało być szerzej o metrze. Wczoraj (tj. w czwartek) nie udało mi się wsiąść dokładnie dziesięć razy do metra :). Naprawdę myślę, że o Londyńskim metrze można by napisać nowelę. Zacznijmy od tego, że tuba ('the tube' jak mawiają anglicy) jest strasznie mała. Wagony mają kształ cylidrów, i w najwyższym miejscu mają jakieś 2.20 m. Tak więc, co wyższe osoby muszą jechać pochylone. W godzinach szytu panuje w metrze s t r a s z n y ścisk, chyba nie spotkałem czegoś takiego w Polsce. Drzwi zamykają się dosłownie 'na' pasażerach. Nie sposób się poruszyć. Człowiek czuje się jak Pringles w paczce, zwłaszcza ze względu na kształt wagonu.
Jeżeli jest trochę luźniej, można sobie poczytać którąś z darmowych gazet. Jeżeli się ich nie dostało przy wejściu, można je sobie skądś pozbierać (z siedzeń, 'parapetów' wagonu lub barierek przy schodach). Od czasu do czasu ktoś zbiera przeczytane egzemplarze na makulaturę. Inną ciekawostką jest to, że często kobiety jeżdżą do pracy w adidasach, i dopiero na miejscu przebierają buty na bardziej odpowiednie. I być może najważniejsze- w metrze panuje upał. Myślę.. że jakieś 20-25 stopni, niezależnie od pogody. Dzięki temu zawsze człowiek się zgrzeje. Londyńczycy chyba się przyzwyczaili, i potrafią przy 8 stopniach iść do metra tylko w koszuli, wiedząć że w Tubie będzie sauna. Jak oni to robią, że nie chorują?
Londyńskie metro jest stare, tak więc często pojedyńcze stacje lub linię podlegają remontom dezorganizując ruch. Niemniej, jest to chyba najbardziej efektywny środek komunikacji (i jaka frajda : )
środa, 7 listopada 2007
Pre paid
Ja się na razie nie ukrywam, i jutro podejmę pierwszą próbę utworzenia sobie konta w banku. W drugiej kolejności przydałoby się zreaktywować linię telefoniczną w mieszkaniu, to także będzie nielada wyzwanie... Na szczęście prąd i gaz zawsze mogę mieć za gotówkę.. Dziwni Ci anglicy.
Podobno ten system działał już dawniej, tylko zamiast elektroniki były automaty na monety. Biorąc pod uwagę co polak potrafi zrobić ze swoim licznikiem, nie dziwię się, że nikt w polsce takiego systemu nie wymyślił :) Przy okazji zauważyłem, że anglicy niezbyt przejmują się montowaniem zamków w drzwiach. W polsce nawet do pustej piwnicy montuje się porządne zamki, a tutaj do domów są pojedyńcze zamki traktowane na zasadzie zatrzasku.. Wynika to pewnie z wyższego poziomu życia- żeby żyć w Londynie trzeba chyba wydać więcej niż się wyniesie w sprzęcie z przeciętnego mieszkania :) i się najwidoczniej nie opłaca.
Kolejną konsekwencją wyższego poziomu życia jest chyba to, że bardzo dużo londyńczyków stołuje się tylko na mieście. Hm, myślę, że to temat na dłuższy post, a teraz nie mam czasu, ale w Anglii mieszkanie to takie miejsce gdzie się głównie śpi. Widać to po wyposażeniu wynajmowanych mieszkań, po ich wykończeniu i po tłumach na ulicach :) W ciągu tygodnia, po godzinach pracy, w centrum ciężko się wcisnąć do jakiejś kawiarni czy jakichś restauracyjek. Nikomu się do domu najwidoczniej nie śpieszy... Ale to będzie w osobnym poście;)
wtorek, 6 listopada 2007
Keep left
No tak, to jest oczywiste, chociaż ma zabawne konsekwencje. Samochody jeżdżą drugą stroną, na rondach jedzie się w przeciwnym kierunku oraz wyprzedza prawym pasem a nie lewym... Ciekawe jest to, że chociaż ludzie trzymają się lewej strony (są nawet specjalne tabliczki o tym przypominające w korytarzach metra - keep left), to już wyprzedzają się 'lewym pasem'. Stąd na ruchomych schodach są tabliczki 'Please keep right' (żeby zostawić miejsce dla tych, którzy się śpieszą).
Trochę namieszałem, ale efekt tego jest taki, że w wąskich tunelach osoby idące powoli starają się trzymać prawej strony lewej części przejścia :), i wpadają na tych z naprzeciwka :)
W praktyce to nie ma wielkiego znaczenia, bo albo jest mały ruch, albo wszyscy idą z/do pracy, i jest tłum. Fajne jest natomiast to, że ludzie trzymają się tej prawej strony.
A tak naprawdę do metra nie ma się co śpieszyć, bo i tak człowiek wsiądzie 'może' do trzeciego składu, który podjedzie (poprzednie są i tak przepełnione :) Huh, światło mi wyłączają, chyba sobie pójdę...
poniedziałek, 5 listopada 2007
The beginning
Tak więc jestem już po pierwszym dniu w pracy. I taka ciekawostka, jeśli chodzi o formalności. Nie ma obowiązku meldunku, niemniej gdzie człowiek nie pójdzie, to chcieli by mieć jakieś potwierdzenie istnienia.. służą ku temu wyciągi z konta (adres) i np. rachunki za gaz lub wodę:) Jest to dość zabawne, ale aby mieć komórkę na abonament trzeba sie zazwyczaj wykazać przemieszkaniem jakiegoś czasu w Anglii i tym, że się płaciło jakieś rachunki, zarabiało etc.
Z jednej strony państwo nie ingeruje, z drugiej trzeba tachać ze sobą wszędzie te dowody egzystencji :) Nie wspominając o typowych paradoksach biurokracji (żeby wynajać mieszkanie, zazwyczaj rządają wyciągów z konta, żeby mieć konto, trzeba się wykazać mieszkaniem : ).
Mam nadzieję, żę mnie firma wspomoże w moich staraniach... ;)
No, na razie tyle, internetu w domu wciąż nie mam, nie wiem kiedy będzie.. do tego czasu pewnie nie będę się zbytnio wysilał :)
piątek, 2 listopada 2007
So it came to pass...
Dla urozmaicenia, higieny psychicznej a przede wszystkim dla znajomych ( :P ) powstaje ten oto blog. Mam zamiar umieszczać tutaj swoje refleksje, wieści i tym podobne atrakcje. Później pojawią się może zdjęcia, i kto wie co jeszcze. Wstępnie mam zamiar aktualizować go dwa razy w tygodniu, co z tego wyjdzie- okaże sie. Zapraszam wszystkich do komentowania : )
Dla zachowania przyzwoitości, komentarze będę moderował :)
Pozdrowienia, póki co jeszcze z Polski........