poniedziałek, 24 sierpnia 2009

Smash and Grab

Podczas gdy Londyńska policja bawiła się w podchody z uczestnikami obozu klimatycznego, który ma się rozpocząć w środę, miał miejsce kolejny głośny 'smash and grab'. Wydawałoby się, że w centrum Londynu, 14 milionowego miasta, które się rozciąga w każdą stronę na kilkadziesiąt kilometrów, nie można po prostu wybić szyby i uciec z łupem. Tak naprawdę jest to jednak bardzo popularny sport wśród młodzieży (i nie tylko). Gazety jeszcze nie przestały pisać o postępach w śledztwie dotyczącym kradzieży biżuterii wartej 40 mln funtów z Bond Street (napad miał miejsce w biały dzień, przypadkowi przechodnie z czystego zainteresowania sfilmowali napastników), a już miał miejsce kolejny dość spektakularny atak na jubilera naprzeciwko Harrodsa. Oba miejsca są dość ruchliwe i znajdują się w centrum najbardziej prestiżowych dzielnic (Mayfair i Knightsbridge).
W zeszłym roku z kolei gang skuterowy dokonał kilkunastu skutecznych napadów na sklepy z markowymi torebkami, uciekając za każdym razem z łupem wartym kilkadziesiąt tysięcy funtów. Nie do końca rozumiem jakim cudem można w biały dzień uciec policji w mieście, które ma chyba najwięcej kamer przemysłowych na ziemi i średnią prędkość przelotową 18km/h (korki). Policja zazwyczaj jest dość bezradna, publikują portrety pamięciowe albo zdjęcia z owych kamer, czasem kogoś złapią, często nie... Trochę to chyba przypomina 18 wieczny Londyn, kiedy to na traktach podmiejsckich grasowały grupy uzbrojonych łotrzyków. Teraz mają skutery zamiast koni i czasem broń maszynową. Aha, na szczęście zazwyczaj nie ma ofiar... nazwa smash & grab jest chyba oczywista, a proceder może być dość opłacalny- w ostatnim przypadku napastnicy zarobili 2 mln w 39 sekund. Tym to się chyba nie może pochwalić żaden star-trader z city.

Niesamowite, jak pod płaszczykiem światowej metropolii Londyn wciaż może kryć przestępczość i bezprawie, które nam się kojarzy z republikamii bananowymi...

Przechodząc do lżejszych (gorętszych ; ) tematów: opubliowana badania temperatury na stacjach metra. Wygrała linia 'Central', najwidoczniej słusznie zaznaczona na czerwono. Średnia temperatura była wyższa od tej napowierzchni i dochodziła do 30 stopni. Badania przeprowadzano na peronach, w samym metrze na pewno było cieplej. Osobiście spotkałem się z wyższymi temperaturami, i myślę, że wyniki te trochę mogły być 'ostudzone', np. żeby nie wykazały temperatury wyższej niż 30 stopni - zgodnie z tutejszym prawem jest to najwyższa temperatura w jakiej można transportować bydło. No ale jak wiadomo, Londyńczk to nie bydło, i 35 też zniesie. A jak nie to zemdleje i go wyniosą. Chyba bym się czuł jak bydło, gdyby nie to, że sam się o to proszę codziennie rano.

I jeszcze jedna wiadomość mnie pocieszyła (poprzednia jest jak najbardziej optymistyczna, wiem, że nie zamarznę, sauna jest zdrowa poza tym człowiek potrzebuje czasem trochę bliskości;). Gdzieś wyczytałem, że mieszkańcy Londynu są prawdziwymi mistrzami w ogranizowaniu własnego czasu, skoro mając jeden z najdłuższych tygodni pracy mają czas na imprezowanie, kulturę etc. Otóż, okazuje się to być nieprawdą. W tej pierwszej części. Londyn posiada jeden z najkrótszych tygodni pracy w Anglii, w City średnio pracuje się tylko 37.3h tygodniowo! Kurcze, chyba pracowałem po złej stronie City ... Nic to, do emerytury pozostał mi tylko jakieś 8677 dni pracy, wtedy będę odpoczywał (chyba, że wydłużą wiek emerytalny).

Ehhhhhhhh.