
Ale teraz będzie o różnych drobiazgach, m. in. o Hampton Court. Na początek kilka zasłyszanych/przeczytanych refleksji o kryzysie finansowym (tak, wciąż mam pracę, nie mogę powiedzieć ile straciliśmy, ja osobiście straciłem póki co 70p, ale mam zamiar zrobić porządek w pokoju). Pierwsza obserwacja brzmi, że banki mają problemy, bo były zbyt duże żeby dobrze nadzorować swoją działalność. I co w związku z tym robią? Łączą się w większe banki! A druga myśl (z The Daily Mash - bardzo fajnej strony satyrycznej) brzmi następująco: ratowanie banków polega na pożyczeniu im miliardów należących do obywateli, tak żeby mogły one pożyczyć te pieniądze z powrotem obywatelom, ale z procentem.
Z innej beczki. Przeczytałem ostatnio, że szkoły płacą ponad 2 mln funtów rocznie odszkodowań, za wypadki, które się na ich terenie wydarzyły. Były podane różne przykłady, jakiś chłopczyk za skręconą kostkę dostał 17 tyś funtów, ktoś inny 12 mln za wstrząs mózgu wywołany potknięciem się o krawężnik (a w zasadzie upadkiem będącym owego potknięcia się konsekwencją)... Jak tak dalej pójdzie, to dzieci się będą uczyć w domu, bo państwa nie będzie stać na odszkodowania. Ciekawi mnie też, czy jak się dziecko poślizgnie w domu, bo tata (a co! równouprawnienie!:) umył podłogę, to czy może się domagać odszkodowania? Odszkodowanie wypłacili by pewnie rodzice samym sobie, jeżeli dziecko jest niepełnoletnie. Przykre byłoby natomiast, jeżeli rodzice, jak obecnie banki, nie mieli by odpowiedniej płynności finansowej i by musieli naliczyć sobie odsetki. Może by się dało je odliczyć od podatku?
Dobrze,



I jeszcze dwa zdjęcia na koniec... Trochę było ludzi, ale ogrody są dość spore i się jakoś to wszystko rozlazło.
