środa, 19 grudnia 2007

Ms X

Dziś wpis dla wtajemniczonych. Grałem wczoraj w Scotland Yarda-a na żywo :) No dobrze, dla tych co nie mieli okazji się wtajemniczyć: jest to gra planszowa rozgrwająca się w Londynie. Jeden gracz przejmuje role Mr X-a, i ucieka przed innymi graczami, oficerami Scotland Yardu, po mapie Londynu. Używa w tym celu taksówek, autobusów lub metra, co jakiś czas pojawiając się na planszy.

Dostałem cynk, że Ms X (Magda ; ) przebywa w okolicach Waterloo. Ja akurat byłem przy stacji metra Green Park, miałem jeszcze żetoniki :), więc wskoczyłem w Jubilee line i byłem tam w 6 minut. W międzyczasie Ms X zaczeła uciekać wzdłuż nadbrzerza, ewidentnie zmierzając do promu przy London Bridge. Na szczęście od południa nadjechało autobusami wsparcie (współlokatorzy), odcinając drogę ucieczki na wschód. Obława skończyła się dość szybko na nadbrzeżu, co uczciliśmy grzanym winem (a potem jeszcze jednym .. i jeszcze jednym .. i jeszcze jednym ..). Na zdjęciu widok z naszego stolika.


Jeśli chodzi o uciekanie taksówką, albo w ogóle korzystanie z nich, sprawa ma się tak: w centrum taksówek jeździ od groma (zarejestrowanych jest ok 20 tysięcy) i można łatwo złapać. Natomiast poza centrum jest problem, bo wszystkie jadą zajęte. Są numery na które można dzwonić, ale oczywiście odpowiadają automatyczne sekretarki, a do innych trzeba się rejestrować...


I jeszcze uwaga o autobusach. Jest ich w Londynie prawie 7 tysięcy i wszystkie są monitorowane. Niektóre mają dosłownie po kilkanaście kamer, podłączonych do ekranów wewnątrz autobusów. Co ciekawe, kamery znajdują się także na zewnątrz... zapewne po to, żeby można było podziwiać widok nie odwracając głowy.
Aha, i chcą zamontować kamery na wszystkich 17500 przystankach. To z kolei chyba przygotowania do BigBrothera 7 milionów...

sobota, 15 grudnia 2007

Refurbishment

Dziś zaległy temat. Anglicy i wykańczanie wnętrz. Oczywiście, nie widziałem aż tak wielu prywatnych mieszkań, domów (raczej na zdjęciach); ale dotyczy to w zasadzie wszystkich pomieszczeń.

Otóż tutaj zdecydowanie mniej ludziom przeszkadza. Wspominałem kiedyś o szparach, to wynika pewnie z tego, że jest cieplej. Ale weźmy na ten przykład instalacje. Ogólna zasada jest taka, że jeżeli kabel na ścianie jest tego samego koloru co ściana, to umawiamy się, że go nie widać. W skrajnych przypadkach może to dotyczyć także rur centralnego ogrzewania. Nikt też się nie przejmuje gniazdkami. W końcu, co to komu przeszkadza, że odstają na 10 cm (często mają wbudowane wyłączniki a czasem bezpieczniki [tak przy okazji, większość sprzętów tutaj ma bezpiecznik wbudowany we wtyczkę])? Dzięki temu łatwiej je znaleźć... Nawet zwykłe przełączniki do zapalenia gaszenia światła są wielkości kostki Rubika. No i wszędzie te wykładziny, które tu są szczytem luksusu, ale nawet w centralach dużych firm zdarza się, że są położone na nierównej podłodze. Nie będę wspominał nawet o takich szczegółach jak łączenia we framugach albo listewkach u dołu ściany.

I dość naciągana teza :) przynajmniej w obliczu zaprezentowanych faktów. Myślę, że tutaj się dużo mniejszą wagę przywiązuje do własnego domostwa. Pracuje się w mieście, czas wolny spędza się 'na mieście', sporo ludzi nie gotuje samemu... A w domu śpią. Świadczy też o tym standard umeblowania. Jeżeli wynajmuje się umeblowane mieszkanie, to można oczekiwać w każdej sypialni łóżka i szafy, w pokoju dziennym czegoś do siedzenia i może stolika. Oczywiście czasem się zdarzają szafki nocne i tym podobne, ale nie jest to podstawowym wyposażeniem.

Co kraj to obyczaj. Rzymianie uważali, że do życia konieczny jest chleb i igrzyska, Brytyjczykom wystarczy łóżko i szafa :)

niedziela, 9 grudnia 2007

Boat show

Od 01.12 do 09.12 w Londynie odbywały się targi żeglarskie, które mi się udało odwiedzić. Powierzchnia wystawowa jest gigantyczna, i naprawdę fajnie zaaranżowana. Środek jednej z dwóch hal jest basenem, w którym sobie cumują wystawione jachty.
W pomniejszym basenie były takie niewielkie skocznie, i goście robili ewolucje na snowboardzie wodnym (czy jak to nazwać). Gdzie indziej można było się łódeczką z trzciny przepłynąć w takim oczku wodnym.. oczywiście obejrzeć dużo jachtów, spróbować się na elektronicznej ławeczce wioślarskiej albo na komputerowym symulatorze regat.
Obejrzałem jacht Gipsy Moth IV, na którym Francis Chichester w 1966 roku samotnie opłynął kule ziemską (sam jacht opłynął kulę ziemską dwa razy [tak to się mówi, można opłynąć kulę?]) bijąc przy tym z pięć rekordów. Podobno podczas drogi do Cape Horn jacht obrócił się o 140 stopni do góry dnem. Chichester zmierzył ten kąt znacznikiem zrobionym z butelki po winie, dzięki czemu wiedział, że jacht sam wstanie. Strach pomyśleć, co by było, gdyby Sir Francis Chichester nie pijał wina... Sam jacht został odremontowany, ale wygląda gorzej niż Jagiellonia, która w końcu też swoje przeżyła...

Poza tym wymyśliłem prezent na gwiazdkę dla Imbira. Jak widać na zdjęciu, jest to psi kapok, z zapięciem, dzięki któremu można psa przypiąć do pokładu ;) Nie jestem tylko pewien, czy był jego rozmiar, bo go nie znam na pamięć. Bardzo szykowny. Gdyby Imbir był trochę młodszy, to bym mu na pewno kupił i w wakacje wziął na mazury.. ale obawiam się, że teraz by mu się ciężko byłoby przystosować. I jeszcze na koniec jedno zdjęcie, dla fanów programu TopGear. Na tej amfibii kiedyś May przepłynął całkiem spore jeziorko.A ja znikam do naszego pieróg party :) Ciasto jest już rozrobione.

sobota, 8 grudnia 2007

Do you have a girlfriend?

Byłem wczoraj na tzw. Christmas Party. Podobno tutaj takie służbowe świętowanie Bożego Narodzenia jest standardem. Nawet jeżeli firma składa się z dwóch osób, to pewnie pójdą one przynajmniej na obiad. Firma, w której pracuje jest trochę większa, więc wynajęła cały pub. Impreza jak impreza ;), z tą różnicą, że można pić za darmo (na koszt firmy).

Wcześniej jednak miałem zabawną sytuację. Podczas jakiejś rozmowy jedna z organizatorek poinformowała mnie, że firma robi Christmas Party.. i zaraz potem padło pytanie:
-Do you have a girflriend?
Ja się trochę zmieszałem tak nagłą zmianą tematu.. i to moje zmieszanie chyba zostało źle zrozumiane, bo zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, doprecyzowano:
-or boyfriend? Partner, best friend, future, ex...?
Oczywiście chodziło o osobę towarzyszącą na służbową wigilię...

Tak wiem, powinienem byłem tego posta opublikować p r z e d tą imprezą ;)

wtorek, 4 grudnia 2007

Got ya!

Wiem, że się powtarzam, ale Anglicy są dziwni :) Co tym razem uczynili?

Wiadomo, że w każdym kraju jest trochę ludzi naiwnych, i trochę takich, którzy się to starają wykorzystać. Wydaje mi się, że w Anglii odsetek tych pierwszych jest nader wysoki, co niejako implikuje również mnogość oszustów i drobnych naciągaczy.

Właściwie chyba każdy anglik ma znajomego, który dał się naciąć na jakąś okazję, która mniej więcej zawsze wygląda tak: oferuje się komuś jakiś produkt/usługę za 1/3 wartości rynkowej, pod warunkiem, że od razu gdzieś coś wpłaci albo przeleje. Następnie się znika. No prawda, że proste?

Na przykład. Wrzucamy ogłoszenie o wynajmie mieszkania, jakieś zdjęcia, super lokalizacja i mocno zaniżona cena. Baaaardzo nam się śpieszy, bo wylatujemy do USA/kupujemy mieszkanie/brakuje nam na piwo i chcemy kogoś naciągnąć. Jesteśmy w stanie przekazać klucze już jutro, niech tylko wpłacą kaucję i za miesiąc z góry...
Albo inny popularny schemat: oferujemy coś na sprzedaż na gumtree.com (taki e-bazar), twierdzimy, że nadamy towar, a kupujący ma koniecznie wtedy przelać pieniądze. Coś tam zawsze można nadać. Sądząc po moich próbach obejrzenia sprzętu przed zakupem, spora część tanich ofert to takie 'okazje'.
Są też skomplikowane patenty: gdzieś z samochodu ktoś oferuje kupno nowej kamery, super parametry, podbita gwarancja, oryginalne opakowanie, za 50 funtów. Klient ogląda, po czym kamera zostaje 'na jego oczach' zapakowana do pudełka. W domu okazuje się, że nabył po okazyjniej cenie kolekcje otoczaków bliżej nieokreślonego pochodzenia.
Na koniec zawsze można wyłudzić dane karty kredytowej. O dziwo, banki tutaj zwracają utracone w ten sposób pieniądze (jak wspominałem, zabezpiecznia banków są tutaj żałosne).

Moja teoria jest taka: Europa jest kontynentem, więc już za Mieszka I można było komuś sprzedać stado owiec 'o tuż tam za górką' a potem dać dyla w drugą stronę (generalnie chyba preferowany był kierunek wschodni.. w całej Europie;) A w Anglii do czasów anonimowości ery internetu strategia ta się nie sprawdzała. Więc się jeszcze nie nauczyli, biedacy...

P.S. Chce ktoś coś okazyjnie kupić? :P

niedziela, 2 grudnia 2007

Connected!

Hosanna na wysokości Halleluja!

Mam internet! Po około 20 telefonach, na które poświęciłem prawie 4h i kilku mailach, mam telefon oraz sieć. W sumie, nie było to takie trudne... Wystarczy mieć konto w banku, telefon, a najlepiej internet:), i dużo cierpliwości...

Napotkałem parę "kłód" (no, raczej kłódek), np. po tym jak została zaktywowana linia, okazało się, że centrala jest zepsuta; z kolei internet założyli na dobrą osobę, ale już w loginie popełnili błąd (w nazwisku), dzięki czemu nie mogłem się połączyć... pół soboty spędziłem na próbach skontaktowania się z nimi, żeby odgadnąć literówkę. I taka ciekawostka: zarówno telefonia [BT] jak i dostawca internetu [Virgin Media] poprawnie zapisali moje nazwisko, ale BT wysyła listy z literówką, a Virgin założył mi złe konto... dzięki temu mogą obciążyć moje konto, ale ja nie mogłem korzystać z usługi : )

I refleksja (z cyklu, refleksja na niedzielę :).. Częściowo trudności polegały na tym, że tutaj tak dalece doprowadzili do automatyzacji podstawowych czynności (zakładanie linii, aktywacja itp.), że w przypadku jakiegokolwiek błędu człowiek zostaje sam na sam z maszyną. I co ja mam zrobić, jeżeli pierwsza czynność, którą trzeba wykonać po dodzwonieniu się na infolinię BT, jest wprowadzenie numeru telefonu? Potem z kolei chciałem sprawdzić w Virginie konto, ale ponieważ był błąd w nazwisku, to mnie nie mogli znaleźć w bazie... żeby błąd skorygować? Do tego sam Virgin ma 5 różnych infolinii, z czego na stronie jest podana jedna (co by ludziom w głowie nie mieszać : ) Za to na stronie BT można dokładnie sprecyzować swój problem, przeklikując się przez X stron, po czym dostaje się jeden ogólny numer...

A ja bym chciał porozmawiać z kimś, kto by mi pomógł...

Jeszcze dwa teksty, które mi się spodobały:

Mail od Virgina, brzmiał tak:

Niestety nie jesteśmy w stanie sprawdzić/dokonać zmian na Pana koncie bez potwierdzenia tożsamości [polega na podaniu ustalonej informacji].
If you need any futher assistance, please contact us again, or visit the following adress (...)
i tu jest podany adres, dzięki któremu udało mi się zgłosić mój problem. Czyli: nic nie możemy dla pana zrobić, ale proszę się nie krępować i dalej do nas pisać.

Ale to i tak nie przebije maila od Pana z BT, który to (mail, nie pan) zawierał takie stwierdzenie:

Please accept my apologies for the delay in replying to you and for any inconvenience this may have caused.

I have looked into your account and found that your property has got no line at the property. So I could not say that property has no line.
If you have any further queries please do not hesitate to contact us again via e-mail.


WTF? Tak drodzy czytelnicy, proszę nie regulować swojego łącza, ten mail naprawdę tak wyglądał. Ja w mailu pytałem, czy mam tu jakąś linie, i jaki jest jej status (linia była, zawieszona). Ech, outsourcing :)

P.S. Internet tu jest tańszy, ale większość dostawców daje jakieś ograniczenia transferu- w najtańszych wersjach 2GB na miesiąc.. I nie ma dobrych usług przez sieć GSM. W Polsce jest lepiej.