poniedziałek, 4 stycznia 2010

Another (new) year in London

Na jedną rzecz na pewno nie mogę narzekać – brak urozmaicenia. Z konieczności (zazwyczaj ekonomicznej, rzadziej praktycznej) zdarza mi się latać różnymi liniami, samolotami, trasami; lądować na różnych lotniskach w różnych warunkach pogodowych... Tym razem leciałem przez Monachium. Miałem tylko paredziesiąt minut na przesiadkę, a samolot z Krakowa wystartował z opóźnieniem (przez opóźniony przylot z Monachium). W związku z tym udało mi się załapać na 'specjalne traktowanie'. Kiedy wylądowaliśmy w Monachium, przy samolocie czekało już 6 albo 7 białych busików, każdy czekający na garstkę pasażerów transferowych. Kierunek Londyn skompletował się dość szybko i nasz busik umiejscowił się w środku stawki. Było w tym coś z dziecięcych zabaw resorakami/w lotnisko. Samolot wylądował, busiki się momentalnie zapłeniły i popędziły każdy w swoją stroną, początkowo jadąc jednym pasem a następnie 'rozsypując' się w kierunku różnych terminali i rękawów, wtasowywując się w dość spory ruch lotniskowej obsługi (składający się z wyglądających jak zabawki trakorów z wagonikami bagaży, małych samochodów obsługi naziemnej, autobusów z pasażerami, policji itp. itd. Jako że lot był poza granice EU (Anglia nie podpisała czegoś tam dzięki czemu każdorazowo się czepiają) musieliśmy najpierw przejść kontrolę dokumentów. Kierowca wysadził nas przy jakimś pokoiku, przeprowadził wszystkich przez szybką kontrolę dokumentów, zapakował z powrotem do busa, po czym zaparkował po drugiej stronie ulicy (dosłownie 10m dalej! Zapewne nie mógł pozwolić nam latać po płycie lotniska), znów wysiadł, obiegł busika i wskazał klatkę schodową do naszego rękawa. W samolocie czekał nas jeszcze jeden miły akcent, okazało się że w tym pośpiechu pędząc na przełaj przez lotnisko wyprzedziliśmy właściwych pasażerów, także mogłem się spokojnie rozlokować w zupełnie pustym Airbusie A320. Pewnie gdyby nie Niemiecki porządek, to bym bagaż zobaczył za 3 dni, ale udało im się go przerzucić.

Dość szybko wystartowaliśmy, dostałem tą samą bułę co w tamtą stronę (tzn, tego samego typu). Ciekawa obserwacja: lot z Krakowa do Monachium trwał mniej więcej tyle samo, tylko samolot był mniejszy - może dlatego bułka w pierwszym locie była mniejsza? Taka 8 na 5 cm, może by się większe nie zmieściły? A, ową mniejszą bułkę spożyłem w towarzystwie sympatycznyego pana z Istambułu, który spędził sylwestra gdzieś w czechach a następnie przyjechał zwiedzić Kraków. Bardzo żałował, że musiał podziwiać rynek (sukiennice) w trakcie remontu, a następnie że przegapił imprezę na rynku, o której nie miał pojęcia. Te 6 (czy 7) busów wiozących pasażerów na inne połączenia uświadomiło mi jak bardzo Kraków się już zapętlił w sieć międzynarodowych połączeń. Ludzie lecieli dalej m. in. do Brna, Malagi, Frankfurtu … Hm, tak teraz sobie przypomniałem, że po pana do Istambułu żaden bus nie przyjechał, mimo że miał odlot o tej samej godzinie co ja... Mam nadzieję, że zdążył.

Wreszcie, muszę przyznać, że pomimo całej przykrości z którą się wiąże każdorazowo opuszczanie Krakowa, Londyn nocą wygląda pięknie. Zrobiliśmy kółko nad Canary Wharf, zastanawiałem się czy mrugające światełka to migające na ekranach traderów skoki cen z wciąż jeszcze czynnych rynków azjatyckich ;), zobaczyłem z góry Tower Bridge, Big Bena i Londyński oko, a potem polecieliśmy na Heatrow (tu muszę dodać, że chyba nie każdego owa nocna panorama zachwyciła, pasażer za mną dostał torsji tuż po wylądowaniu... przyznaję, zetknięcia z ziemią Jej Królewskiej Mości też średnio dobrze znoszę, chociaż udaje mi się zachować te uczucia w sobie [zresztą, tak czy owak są bardziej abstrakcyjne]).

Być może dzięki temu zamieszaniu przy przesiadce uniknąłem kolejnej kontroli bezpieczeńśtwa i ściągania butów. Póki co konsekwencji ostatniego nieudanego zmachu nie widziałem, ale wyczytałem w samolocie, że Wielka Brytania wprowadzi 'najszybciej jak tylko praktycznie możliwe' skanery nowej generacji i szukanie drobinek materiałów wybuchowych. Mimo kontrowersji z owymi skanerami związanymi (naruszanie godności osobistej poprzez zbyt dokładne obrazowanie ciała). Ponoć owe skanery i tak by nie wykryły tej bomby (mówi się o 80g materiału wybuchowego... tyle to niektórzy mogą w dziurach w zębach schować, jak tą przysłowiową pierwszą banie), zresztą jak wiadomo 100 ml to nawet płynu można przewieźć. A z tym niuchaniem materiałów wybuchowych to już by w ogóle była tragedia, z tego co pamiętam obecne bramki tego typu potrzebują na analizę do kilku minut; opóźnienia byłyby co najmniej jak na 5 terminalu Heathrow.

Pamiętajcie moje słowa! Za parę lat to nago będziemy latać. Albo wrócimy do dyliżansów pocztowych.

Wszystko to piszę na świeżo siedząc w metrze, którym jeszcze chwilę będę jechał do pracy tfu do domu... O ile domem można nazwać ten zestaw pomieszczeń wyposażonych w ledwie podstawowe środki do życia... (poza winem, którego chyba nie mam).

Dopisane w domu: Wina rzeczywiście nie ma, za to na ulicy przed domem powitała mnie swojska puszka po piwie LECH : )



3 komentarze:

m a r c e p a n o w a pisze...

Jeśli idzie o skaner, to Heathrow ma być pierwsze ;D

Anonimowy pisze...

Dlugo Cie tu nie bylo! :P
(Tomek T.)

Tadek pisze...

Tja, urlop. Zobaczymy jak długo się utrzymam tym razem :P