środa, 11 stycznia 2012

Reloaded

Wszystkiego dobrego w nowym roku!

Z tej okazji postanowiłem przynajmniej 'postarać' się bloga reaktywować. Jak może niektórym wspominałem, trochę mi się wyczerpała formuła. W listopadzie stuknęły mi cztery lata w Londynie i coraz mniej mnie tutaj zaskakuje (poza bezmyślnością niektórych rozwiązań Wielkiego Imperium Brytyjskiego... jest ona prawdopodobnie zgodnie z Einsteinem nieskończona, w związku z czym ciągle na nowo przekracza wszelkie granice...) w związku z czym moje obserwacje/przemyślenia mogą nie być bezpośrednio związane z Londynem. Tym bardziej, że wydaje mi się, że się ostatnio naprawdę dużo dzieje. (tak, wcześniej też czytałem gazety)

Aha, pragnę przy tym zaznaczyć, że nie ma to żadnego związku z tzw. postanowieniami noworocznymi, których co do zasady nie podejmuje. Wydaje mi się, że jest to najgorszy możliwy moment do wprowadzania zmian i badania zdają się to potwierdzać - wg różnych źródeł 75-90% postanowień jest łamana ([1], [2]).
Większość ludzi podobno poddaje się już 10 Stycznia ([3]), dlatego ja piszę dopiero dziś : )

Miałem dziś dość zaskakujące losowe spotkanie. Idąc za sprawunkami postanowiłem wrócić z Bond Street zaułkami (które zresztą bardzo polecam w okolicach Oxford Street). Rzadko się tam zapuszczam i tak idąc i rozważając bardzo istotne problemy (czy kupić sobie angielskie buty firmy Church's w celach asymilacyjnych) usłyszałem 'Cześć Tadek!' (Nie będę krytykował braku wołacza, bo nie jestem pewien czy tak to dosłownie brzmiało). Otóż, zupełnie przypadkiem spotkałem kolegę, którego poznałem na praktykach w Niemczech jakieś 6 lat temu. Przeniósł się do Londynu w zeszłym roku i pracuje we wspomnianej okolicy.
Nie jest to moje pierwsze doświadczenie tego typu. Kiedyś podczas odwiedzin rodziny postanowiliśmy sobie zrobić zdjęcie z Westminster Bridge z widokiem na Big Bena. Usłyszeliśmy język polski i dostrzegłem stojącego do mnie tyłem (dobrze zbudowanego) pana w bluzie HKS Hutnik. Zaproponowałem żeby ich poprosić o zrobienie zdjęcia, wiedząc, że fani Hutnika to bardzo kulturalnie ludzie (na podstawie próbki dwóch kolegów z Liceum którzy temu klubowi kibicowali [ jeden kiedyś mi pokazał naklejki: "HKS - u nas mecze są bezpieczne", powiedział, że to w ramach żartu drukowali; a więc nie tylko kulturalni ale też z poczuciem humoru ;]). I okazało się, że pan w Hutniku to jeden z moich kolegów. Ot przypadkowo był w Londynie ze znajomymi.

Mieszkańcy Krakowa się raczej dziwić nie będą - w Krakowie codziennie się spotyka znajomych na ulicy (mimo, że jest ich w wiosce kilka ; ). Ale Londyn to naprawdę duża wiocha i odkąd tu jestem zdarzyło mi się może 3 razy zobaczyć przypadkiem kogoś znajomego ulicy [nie liczę np. ludzi z pracy na moim przystanku]. Właściwie wychodzi na to, że równie łatwo jest spotkać przypadkiem znajomych z Europy. Również dwa razy spotkałem znajomych w samolocie z/do Polski, ale to już jest częstsze biorąc pod uwagę, że nie ma ich już tak dużo. Po chwili namysłu: czy to oznacza, że mam więcej znajomych w Europie niż w Londynie 'per capita'? Nie jest to niemożliwe - można powiedzieć, że w Londynie mieszka ponad 1% wszystkich Europejczyków (8 mln z ok 600 mln - nie wliczając Turcji i Rosji).

Na koniec, z tematów dnia - trochę w Anglii jest głośno o tym zabójstwie Irańskiego naukowca. Kiedy spotkałem mojego kolegę wracałem od ortopedy (zdejmowali mi odciski stóp żeby zrobić z nich odlew... właściwie trochę się teraz stresuje wiedząc, że gdzieś tam sobie harcują moje sztuczne stopy - co jeśli ktoś się zdecyduje zostawić moje odciski przy już-nie-tajnej irańskiej bazie wzbogacającej uran?), oglądałem u niego/z nim BBC kiedy wałkowali ten temat. On chyba był Afrykańczykiem, więc poniekąd neutralny, ale często się słyszy z różnych stron wyrazy dezaprobaty. Oczywiście nikt nie chce [groźby] konfliktu nuklearnego, ale jakoś trudno mi sobie wyobrazić, żeby takie poczynania wspomagały dążenia pokojowe. Myślę, że takie zabójstwo co najwyżej opóźni uzyskanie przez Iran bomby atomowej, a jak już to nastąpi to relacje będą tylko gorsze.
Nie jestem ekspertem w sprawie historii bliskiego wschodu, ale wydaje się, że Amerykanie (a wcześniej trochę Brytyjczycy) mieli duży wkład w radykalizację Iranu. I chociaż myślę, że z a w s z e ktoś gdzieś wywiera jakiś wpływ na rozwój wydarzeń, to Amerykanie powinni być przynajmniej ostrożni^2... Chętnie bym poruszył ten temat z moim Irańskim fryzjerem, ale zmienił salon i nie wiem gdzie się podział. Albo Irańskie służby specjalne uznały, że infiltrowanie środowisk funduszy hedgingowych w obliczu ich kiepskich wyników nie ma już sensu i go przesunęli bliżej Pałacu Westminsterskiego?

Aha, jeszcze na temat Iranu. Polecam komiks 'Persopolis' M. Satrapi. Myślę, że mógłby być lekturą szkolną. Czytałem go trochę w metrze i innych miejscach publicznych, bardzo mnie bawi myśl, że ludzie dookoła mogą mnie uważać (ze względu na czytanie komiksów w moim wieku) za osobę niepoważną i jak wiele przez to tracą...

Przypisy : )
[1] - http://www.guardian.co.uk/lifeandstyle/2009/dec/28/new-years-resolutions-doomed-failure
[2] - https://en.wikipedia.org/wiki/New_Year's_resolution
[3] - http://www.dailymail.co.uk/news/article-2084095/New-Years-resolutions-Today-day-people-up.html?ito=feeds-newsxml

2 komentarze:

Marcin Machura pisze...

Nareszcie!

klemens pisze...

Nie wiem Tadku czy oglądałeś film na podstawie "Persopolis" - gorąco polecam. Inna sprawa, że niestety samego komiksu nie miałem w rękach.