poniedziałek, 10 marca 2008

CO2

Coś nieprawdopodobnego! To chyba 3 wpis w przeciągu tygodnia! Ale mnie akurat tak naszło.

Londyn dziś przeżył największą wichurę tej zimy. Ileś tam pociągów nie dojechało, 5 linii metra podtopiło, i pewnie z pół miliona parasoli w koszach na śmieci. Dziwne, prawda? W takim kraju jak Anglia można by się spodziewać jakichś porządnych parasoli.. a większość jest chyba jednorazowa.

Tak się złożyło, że w pracy wypłynął temat ekologii (akurat pracuję w dość nowoczesnym budynku, więc nic więcej znikąd nie wypłynęło). Wprowadzane są zmiany tzw. congestion charge, czyli opłaty za wjazd do centrum Londynu. Kiedyś o tym wspominałem, obecnie wynosi 8 funtów (40 zł) za dzień, planuje się ją podnieść do 25 funtów (125 zł) dla najmniej ekologicznych samochodów (np. z napędem na 4 koła, opłata zależy od emisji CO2 [aha, da się to oczywiście obejść, np. rejestrując samochód jako prywatną taksówkę, szczegóły pod mailem ;]).
Ciekawe jest to, że ludzie się tu naprawdę przejmują swoim 'odciskiem(śladem) ekologicznym', czyli ogólnie wpływem na planetę. I tak wywiązała się dyskusja kto bardziej szkodzi swoim samochodem, ale szybko ucichła bowiem połowa rozmówców regularnie lata do domu na drugi koniec świata (co jak wiadomo generuje mnóstwo CO2). Wszyscy się natomiast zgodzili, że są skłonni płacić dodatkowe podatki ekologiczne, jeżeli pieniądze rzeczywiście zostaną przeznaczone na ochronę środowiska(mają plusiki ;).
Z drugiej strony, recykling w Anglii trochę kuleje. Brytyjczycy segregują śmieci na przetwarzalne (szkło, papier, metale i plastik razem) i pozostałe (osobny pojemnik). Resztę załatwia tania siła robocza w sortowniach, chociaż podejrzewam, że efekt nie jest porażający. Do tego dochodzi mnóstwo plastikowych siatek w sklepach i te dziwne krany (kto ma teraz czas napuszczać sobie wodę do umywalki jak chce ręce umyć?). O słabej izolacji domów i szparach także już wspominałem.

Wniosek mój jest taki, że przejmowanie się środowiskiem jest tutaj po prostu modne. A przeliczanie wszystkiego na dwutlenek węgla daje prostą miarę, którą można stosować do uspokojenia sumienia. Kupuje mandarynki Marokańskie zamiast Kalifornijskich, których transport kosztuje- no właśnie, jeszcze nie wiem ile* kosztuje środowisko, bo na razie na etykietach tej ważnej informacji brak (propozycje ustawy już były)- mniej niż więcej w każdym razie, więc śpię spokojnie.

A dyskusję w pracy zakończyliśmy tym, że póki co jest i tak za zimno, więc trzeba jakieś samochody sportowe sobie kupić :) (wiem wiem, anomalie pogodowe to także skutek globalnego ocieplenia)

* Transport owoców w Wielkiej Brytanii jest odpowiedzialny za 1.8% emitowanego CO2

Brak komentarzy: