niedziela, 9 marca 2008

You're welcome to Stockwell

Kiedyś wspominałem o stronie z twórczością owych ludzi, którzy przy pełnym poświęceniu, w pocie czoła i mroku tunelów metra nie tracą ducha zabawiając podróżnych swoimi wesołymi zawołaniami. Miałem ostatnio okazję sam tego doświadczyć. Pan na stacji Stockwell, która jest m. in. moim miejscem przesiadkowym, powitał nas: "Dobry wieczór Panie i Panowie, jesteście mile widziani na stacji Stockwell (you're welcome)!". Nie słyszy się tego na co dzień, i ktoś wyraził swoje zdziwienie ordynarnym "WHAT?!" na co pan dodał: "Tak, dobrze słyszeliście, jesteście m i l e w i d z i a n i." Niby nic, a cieszy... Będąc przy tym temacie, od początku roku ruchome schody na mojej stacji są w remoncie. Wczoraj po raz pierwszy widziałem, żeby przy nich ktoś coś robił, i się zacząłem zastanawiać: może te schody mają jakieś zdolności regeneracyjne? Raz na 5 lat zamykają schody na 3 miesiące i są jak nowe? Może byśmy tak spróbowali z magistralą Kraków-Warszawa? Zamknąć na 3 miesiące, i może potem pociąg pojedzie 200 km/h?

Zdecydowanie minąłem się z powołaniem :)

Ze względu na średnio intrygującą Londyńską pogodę weekend spędziłem głównie w British Museum. Dowiedziałem się kilku ciekawych rzeczy (no, dobra, jak to w muzeum, dowiedziałem się wielu ciekawych rzeczy, ale o dwóch wspomnę). Jedna, to że w bibliotece British Museum swego czasu kształcił się Marks, który ponoć mieszkał w tak koszmarnych (nawet jak na Anglię) warunkach, że nie był w stanie czytać książek w domu. I sobie tak pomyślałem... czyli gdyby nie darmowa czytelnia w BM, nie byłoby marksizmu? Co innego koło, żarówka czy Ogólna Teoria Względności, myślę, że prędzej czy później ktoś by to wymyślił. Bez Marksa na pewno nie byłoby 'marksizmu', może by taka ideologia również nas ominęła. Władze British Museum musiały dojść do podobnego wniosku, bo czytelni już nie ma :)
(przenieśli do National Library czy tak jakoś... Szanowni Czytelnicy. Zobowiązuję się zgłębić temat)
I druga ciekawostka: jedna z najmłodszych kolekcji muzeum, srebrna zastawa oraz złote/srebrne ozdoby i monety z czasów rzymskich, zostały znalezione w Anglii przypadkiem. Pewien człowiek postanowił znaleźć młotek kolegi, który go gdzieś posiał (w polu), wziął więc wykrywacz metalu i zaczął szukać. Niestety, nie dowiedziałem się, czy znalazł ów młotek, ale za to znalazł całkiem spory skarb. I teraz: od razu zawiadomił władze, które zawiadomiły archeologów. Znalezisko wyceniono na prawie 2 mln funtów, które znalazca o t r z y m a ł!!!! Prawo Brytyjskie działa tak, że znalazca nie ma prawa do znaleziska, ale otrzymuje rekompensatę pieniężną. Muzeum odkupiło kolekcję od państwa korzystając m. in. z prywatnych funduszy. O ile się nie mylę, w Polsce nie należy się nic. Aha, człowiek ten podzielił się rekompensatą z właścicielem pola, nie jestem pewien czy miał taki obowiązek.
I jeszcze na koniec obserwacja. W British Museum można robić zdjęcia, i widziałem wielu ludzi, którzy obfotografowywali co drugi eksponat. Niektóre z eksponatów są naprawdę ciekawym tematem, ale archiwizowanie całej gabloty...? Zastanawiam się, czy do tego już doszło, że zamiast przebiec główne atrakcje muzeum w 5h wystarczy 2h spacer i 2GB zdjęć, które potem można w domu obejrzeć...

Jednak wirtualne muzea przez www? Szkoda.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

W Polsce należy się 10% znaleźnego (przynajmniej tak mi się wydaje...jeszcze to sprawdzę). A co do wirtualnego zwiedzania British Museum, to sama latałam z aparatem i pstrykałam co ciekawsze eksponaty, bo miałam 4 godziny na zwiedzenie muzeum- nie każdy może w nim spędzać każdy weekend;) Dagi