poniedziałek, 19 marca 2012

Poor Economics

Jeszcze kilka refleksji na temat cen żywności i koniec tematu, bo się potem zawsze głodny robię a naprawdę wypadałoby schudnąć.

MK zauważył, że większość owoców jest transportowana drogą morską i rzeczywiście jest to prawdą, co rodzi innej natury pytania na temat jakości produktów dojrzewających w kontenerowcach. Ale bardziej mnie zirytował populistyczny demotywator, który ostatnio krążył po facebooku, o tym jak to 15 mld $ (ponoć roczne wydatki na perfumy) wystarczyłoby do wyeliminowania głodu. Na perfumy wydajemy raczej więcej, ale nawet pomijając prostą kalkulację (absolutnie minimalna dieta złożona z jajek i bananów [...] wg. Esther Duflo, to co najmniej 21 centów, przy miliardzie ludzi umierających z głodu to i tak dużo więcej) ludzie chyba powinni sobie zdawać sprawę z inflacji cen w przypadku tak ograniczonej podaży? Z panią Duflo był akurat wywiad w weekendowym FT, jak przeczytam Poor Economics to się podzielę wrażeniami; powiem tylko tyle, że byłem pozytywnie zaskoczony podejściem autorów do problemu. Zamiast rozpisywania się na temat skuteczności różnych metod albo porównywania gruszek i jabłek, Duflo i pan Banerjee jeżdżą po świecie i starają się badać skuteczność różnych metod. Nie pamiętam, czy o tym pisałem, ale jakiś czas temu krytykowany był ruch 1$/day, próbujący walczyć z sytuacją, w której jakieś 30% ludzi na ziemi musi przeżyć za mniej niż dolara. Krytykowany, bo stara się walczyć ze skutkami zamiast inwestować w infrastrukturę i rozwój regionów. Autorzy Poor Economics pewnie by się w pełni z tym nie zgodzili (w ogóle głoszą, że nie ma prostych odpowiedzi) - jako jedną z [możliwych] przyczyn słabego rozwoju wielu społeczności podają problematyczność podstawowych czynności życiowych. Ktoś, kto musi się nieźle napracować przy uzdatnianiu/znalezieniu wody, nietoksycznego pokarmu itp., ma prawdopodobnie mniej sił na poprawianie swoich warunków bytu.
A pozytywnie zaskoczony, bo do tej pory widywałem głównie młodych entuzjastów z zachodu, którzy poświęcali własną edukację na walkę z wiatrakami w egzotycznych regionach świata. Myślę, że chociaż nie ma cudownych rozwiązań, to taka optymalizacja w mikro skali może zrobić dużą różnicę.

I jak już jesteśmy w takim mrocznym temacie (na granicy życia i ubóstwa), tłumaczyłem ostatnio komuś dlaczego deficyty budżetowe ciągle istnieją. Większość na pewno wie, że bieżący deficyt liczy się w procentach produktu krajowego brutto (PKB) bo np. wzrost owego PKB może wtedy utrzymać sam dług w stałej wielkości (względem gospodarki). Do tego oczywiście dochodzi jakaś tam inflacja, i tym pięknym sposobem państwa mogą ciągle wydawać więcej niż zarabiają (no, chyba, że się przeliczą jak Grecja.. i Irlandia.. i Hiszpania.. i Portugalia.. i Francja.. i USA.. i Japonia .. ale poza tymi drobnymi wyjątkami, system działa : ). W analogii do takiego osobistego budżetu można by powiedzieć, że ponieważ w Anglii zakłada się chyba 2% przyrostu pensji rocznie, to można by mieć taki deficyt. Z tym, że oczywiście człowiek nie żyje wiecznie, dlatego my musimy spłacać kredyty a Grecy mogą jeździć Porsche Cayenne (uhm, nie, zaraz, gdzieś tu brak logiki jednak...)

Aaaaalee. Taka refleksja mnie naszła, że jak już wymyślimy to True Blood, i wampiry będą się mogły ujawnić, to może wprowadzą takie perpetual mortgages dla nieumarłych (Anglia rozważa wypuszczenie takiego Perpetual Bond, który by nie miał daty ważności)? : ) Życie wieczne mogło by wprowadzić totalne zamieszanie na rynkach kapitałowych. Jak np. wtedy traktować ubezpieczenie na życie? Teoretycznie, podczas wiecznego życia będziemy potrzebowali np. nieskończenie wiele usług dentystycznych [typu, ostrzenie kłów], jak taki nieskończony ciąg malejących kosztów ważonych rosnącym prawdopodobieństwem zbalansować w teraźniejszości???

Będąc znów poważnym (i nudnym, bo o ekonomii : ). Wbrew pozorom, problem ten nie jest taki absurdalny. Weźmy np. firmę typu Apple. Dziś wreszcie się złamali i ogłosili dywidendy. Czysto teoretycznie, kapitał zatrzymany w firmie i tak będzie uwzględniony w cenie akcji, ale w praktyce oznacza to, że firma musi istnieć wiecznie, albo że znajdziemy jakiegoś frajera, który od nas akcje kupi jak już będziemy potrzebowali gotówki.
Firmy wypłacające dywidendy także są wyceniane na podstawie przyszłych zysków/wartości ruchomości, potencjału itp. Jak to obliczać w przypadku jednostek [teoretycznie] wiecznych?

Z ciekawostek. Bodajże Disney ma jakieś wieczne obligacje w obiegu, a chyba Coca Cola ma coś z 1908 roku na rynku. Oficjalnie, najstarszą działającą firmą jest hotel Nisiyama Onsen Keiunkan w Japonii (od 705 roku), my się możemy pochwalić Wieliczką (działa ponoć od 1044 roku... co prawda oficjalnie została założona w 13 wieku, ale może Wikipedia uwzględnia przedsiębiorczość polaków i czarnorynkową przeszłość).

OK. Słowo harcerza - następny post nie będzie o ekonomii ani głodzie. I postaram się, żeby nie był o jedzeniu.

Ale wampiry mogą wrócić, no bo skoro nawet Burton(a) i Depp(a) kręcą jakieś wampiry to temat musi być znów modny.

https://en.wikipedia.org/wiki/List_of_oldest_companies

Brak komentarzy: