piątek, 4 kwietnia 2008

Green Park

Tak się złożyło, że na parę dni wszystkie grzechy Brytyjczyków zostały im zapomniane, i mieliśmy wiosenną pogodę. Co prawda na weekend zapowiadają znaczne ochłodzenie i przelotne deszcze, ale udało mi się zażyć trochę słońca w Green Parku, który rzeczywiście robi się zielony. Miałem przy tym okazję ;) pobawić się BlackBerry z zainstalowanymi Google Maps i GPSem. Zabawne uczucie, jak się siedzi w parku, i zwiększa zbliżenie na zdjęciach satelitarnych; wydaje się, że jeszcze jedno zbliżenie i zobaczę siebie wylegującego się na trawie :) Poza tym w parku można sobie wynająć leżaki, albo pobiegać w tłumie przejmujących się swoim zdrowiem maklerów giełdowych itp.
Muszę uważać, żeby nie zamienić tych moich publikacji na tech-bloga. Chwilowo zaryzykuje i podam linka do Google Street View. Polecam... (przyda się szybkie łącze i te takie klawisze ze strzałeczkami).. It's the way of the future... Microsoft też ma taką technologię (pozdrowienia dla Vancouver ;), z tym, że bazującą na zdjęciach satelitarnych.
Wracając jednak do realu i Londynu. Myślę, że jedno z doświadczeń, które warto przeżyć w Londynie to pora lunchu w jakiejś ruchliwej dzielnicy w wiosenny dzień. Oczywiście nie mam wielkiego porównania, ale chyba udaje się tutaj trochę połączyć 'wielkoświatowość' stanów zjednoczonych z europejskim podejściem do życia. Portfolio się sypie i zewsząd wieszczą straszliwą recesję, ale czas na sandwicha jest zawsze. Poza tym.. Ci ludzie nie wyglądają na zestresowanych. Ot przysłowiowy flegmatyzm.

Zaskakujące w Londynie jest to, że wcale nie ma jednego centrum biznesowego. Wszyscy słyszeli o Londyńskim City, zwanym też Square Mile (jego powierzchnia to prawie dokładnie mila kwadratowa). Ale ostatnio prawdziwą mekką finansów jest Canary Wharf, dawna dzielnica portowa. Pisałem już o niej... Na początku lat 70tych próbowano ją zrewitalizować stawiając na małe przedsiębiorstwa i barakopodobne budobiura;) ale wyszło inaczej, i teraz królują tam wieżowce w stylu One Canada Square (obiecuję wrzucić jakieś zdjęcia przy okazji). Ale to też nie koniec, bo są jeszcze takie dzielnice jak Mayfair (bardzo przyjemna ;) i Kensington, które też się dobrze prezentują. Naprawdę polecam, fajnie zobaczyć, że miejsca, z których różnej maści rekiny kierują światową gospodarką, potrafią być po prostu sympatyczne...

Z innych ciekawostek to się ostatnio dowiedziałem, że czarny rynek ('brudne pieniądze') stanowią ok 2-5% Produktu Światowego Brutto(z angliczańska GWP), który się szacuje na 43 biliony dolarów. Jako procent, to niewiele, nominalnie to dość sporo. Z drugiej strony, przypomina mi się notka, z której się dowiedziałem, że 20% wkładu pracy wniesionego przez North American Aviation w wysłanie człowieka na księżyc pochodziło z bezpłatnych nadgodzin. Inaczej mówiąc, jeśli chodzi o tą konkretną firmę, w 20% był to projekt hobbistyczny (o ile dobrze pamiętam, 20% z 500 mln [ówczesnych?] dolarów). Nie wiem czy ktoś się kiedyś zastanawiał jaka część GWP pochodzi z takich źródeł, ale miło wiedzieć, że ludzkość jest wciąż zdolna do takich poświęceń.

I mój ostatni sukces: udało mi się kupić masło, które chwali się brakiem zawartości orzechów (nuts free:)!!

Brak komentarzy: