sobota, 7 lutego 2009

BT Tower (of London)

Temat zimy w Londynie jest, jak to mówią Niemcy, der Schnee von gestern, chociaż śnieg jest tak naprawdę niedzielny (inaczej mówiąc, śnieg tu pada od święta). Wciąż pojawiają się histeryczne nowiny o ponownych opadach, w pozostałych częściach Anglii jeszcze trochę tu i ówdzie popadało, ale Londyn trzyma się ciepło. Zazwyczaj w metropoliach temperatura jest nieco wyższa niż w okolicy ze względu na ilość wydzielanego przez samochody i domy ciepła, ale może brytyjscy meteorolodzy jeszcze o tym nie słyszeli. Mam nadzieję, że zima przeszła, bo mi się już nie chce stać w kolejkach do metra (no dobra, i tak stoję raz na jakiś czas).

Dziś nadrobię trochę zaległości i wspomnę o BT Tower. Tak się akurat złożyło, że miałem ostatnio okazję przebywać na poziomie widokowym wieży BT w Londynie. Otóż sterczy sobie takie coś w samym centrum Londynu, wg mnie wyglada na jakiś socrealizm i psuje panoramę miasta. Ma 189m, została wybudowana w latach 60tych żeby przekazywać sygnały telekomunkacyjne. Początkowo na jednym z pięter znajdowała się restauracja, została jednak zamknięta dla publiki w 1980 ze względów bezpieczeństwa. Co ciekawe, miało to miejsce dopiero 9 lat po zamachu bombowym IRA (podłożyli bombę w 1971 roku w owej restauracji). Zdjęcia są słabej jakości bo nie miałem swojego aparatu. Poza tym szyba była trochę mało przejrzysta i oświetlenie 'niekorzystne'.
Oglądają Londyn z góry utwierdziłem się w przekonaniu, że jest to po prostu koszmarnie duża wiocha. Gdzieś tam het het widać kilka wieżowców Canary Wharf, ale samo centrum jest gęsto zabudowane niewysokimi kamienicami. W ścisłym centrum praktycznie nie ma ulic szerszych niż dwupasmowe, co dodatkowo potęguję klaustrofobiczne wrażenie. Nocne zdjęcia amerykańskich metropolii kojarzą mi się z rzekami światła, tutaj jest kilka uliczek i tyle. Niemniej, fajnie było się przejechać windą i popatrzeć z góry. Restauracja ponoć była taka sobie...

Aha, mimo, że śnieg nie spadł, zamknęli moją linię metra na weekend. W zastępstwie jeżdżą zatłoczone autobusy. Jeżdżą często, ale człowiek sobie nie zdaje sprawy z wydajności metra. Moja linia, Northern line, jest najczęściej używaną w Londynie. Paradoksalnie w większości obsługuje południe Londynu (chociaż, może ma to jakiś sens- zawozi ludzi na północ). Według wikipedii przewozi ok 0,5 mln ludzi dziennie (206,734,000 rocznie). Jak widać, uwielbiam liczby, tak więc: peron ma 110m, mieści się na nim 6 wagonów, oficjalnie taki skład zabiera 912 pasażerów (miejsca siedzące + 4 os/m^2). W godzinach szczytu na jednym metrze kwadratowym mieści się na pewno więcej ludzi (jest to funkcja nie tylko przestrzeni, ale też determinacji pasażerów :). Dla porównania, dwupiętrowy Londyński autobus ma ok 66 miejsc siedzących, do tego na dole zmieści się jeszcze z 20-30 osób stojących (na górze stać nie wolno i zazwyczaj nikt nie stoi). Cóż, nie ma tu co robić wielkich porównań- Northern line miewa czasem ponad 20 składów na godzinę, jeżeli by się chciało zastąpić ją autobusami musiało by ich być ok 200 w tej samej jednej godzinie... Nie wspominając już o prędkości autobusu.

Dlatego też naprawiają metro tylko w nocy i weekendy ;)

PS. Czasem ludzie tutaj są naprawdę przerażeni jak metro zostaje wyłączone. Dzisiaj widziałem pare osób naprawdę zagubionych. Pomimo dziesiątek ogłoszeń, napisów, plakatów i strzałek, nagle nie wiedzieli gdzie mają się udać, żeby dotrzeć do swojej stacji. Może turyści? :P Chociaż naprawdę ciężko zrozumieć zapowiedzi w poruszającym się wagonie.

Brak komentarzy: