niedziela, 13 stycznia 2008

Sightseeing, part 1

Korzystając z wiosennej pogody, tak typowej dla tej pory roku (?), zwiedzałem Londyn. Na dobry początek zacząłem wczoraj od Westminster, gdzie można obejrzeć miasteczko z namiotów pod parlamentem. Ktoś tam protestuje przeciwko wojnie w Iraku. Protestujący twierdzą, że zgodnie z brytyjskim prawem wszyscy parlamentarzyści, którzy poparli interwencję w Iraku, są winni zbrodni wojennej. Transparenty mówiły o 2 mln ofiar śmiertelnych i 4 mln poszkodowanych (potwierdzonych ofiar jest ponoć 80 tyś, rząd iracki mówi o 100-150 tyś, ale są badania które sugerują liczbę w granicach 600-1200 tyś). Trudno z tym polemizować, ale uderzyło mnie, jak wielkie wrażenie by zrobiło w zachodniej europie stwierdzenie, że po roku 89 w Polsce potwierdzono kilka milionów zgonów... Protest był dość spokojny, na chwile zablokowane zostało spore skrzyżowanie, turyści zrobili zdjęcia, policja przekierowała ruch, i wszyscy sobie gdzieś poszli.

Opactwo Westminsterskie jest całkiem ładne, bardziej zaciekawiło mnie to, że w katedrze Westminsterskiej jest kawiarnia. Była zamknięta, za to trafiłem na próbę chóru.

Ciekawe wrażenie robi Canary Wharf, dawny port przerobiony na Manhattan, który w weekend jest przerażająco pusty. Ale ogródki są ładne, i gdzieniegdzie wciąż stoją stare budynki portowe z 19 wieku. Przy okazji ciekawostka na temat rozwoju Londynu. Za czasów rzymskich Londyn liczył około 50 000 mieszkańców (mniej więcej II w. n. e.). Wraz z upadkiem imperium Londyn stracił na znaczeniu (i ludności) i dopiero w XIII w. powrócił do dawnej wielkości (w 1300 roku miał około 100 000 mieszkańców).

Od czasu do czasu zastanawiam się, co sprawia, że London tak dobrze się prezentuje. Architektura jest dość wymieszana, co zaułek to inny styl, i to często niezbyt dobrze wkomponowany w otoczenie. Ale za to ulice i chodniki są równe, elewacje czyste, latarnie zadbane i nie widać aż tylu reklam. Być może jest to jeden z powodów...

Na zakończenie weekendu udałem się jeszcze na Trafalgar Square, na którym odbywa się Rosyjski Festiwal Zimowy. Ot, rosyjskie piosenki, matrioszki, tancerze, jedzenie, gazety ... Tak sobie myślę... być może gdyby Hitler nie zaatakował Rosji w 1941, właśnie tak by dziś wyglądał Trafalgar? Ze Stalinem zamiast Wellingtona... brrrr.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

ostatnio nasza pogoda też zadaje kłam stwierdzeniu, że mamy niedźwiedzie chadzające po ulicach :)