piątek, 23 maja 2008

Wicked

Będąc przypadkowo w Londynie.. ;) postanowiłem zaliczyć jedną z klasycznych atrakcji, czyli Musical na West Endzie.


Jak powszechnie wiadomo, jeśli chodzi o Musicale, to liczą się dwa miejsca: Broadway i West End. Nie będę tutaj rozważał wyższości jednego nad drugim, chociażby dlatego, że jeden jest w Stanach :P
West End to około 40 większych 'teatrów', kilkadziesiąt przedstawień dziennie i do 12 mln widzów rocznie. Niektóre musicale są grane od ponad 20 lat (np. Upiór w Operze, albo Les Miserables), i tak sobie myślę, że grający w nich aktorzy muszą zazdrościć aktorom telenowel, które tyle nie wytrzymują. Jestem pewien, że na przestrzeni tylu lat zdarzyło się, żeby jakaś aktorka zagrała np. córkę a potem matkę w tej samej sztuce.

Sztuce... ogólnie, nie oszukujmy się. Tego typu atrakcje należy zaliczyć raczej do branży rozrywkowej, niż do kultury. Trochę trąci komercją- wszędzie można kupić pamiątki, koszulki, plakaty; a w samym teatrze jest kilka barów (sądząc po kolejkach, dużo więcej niż toalet). Ciekawe jest też to, że przedstawienie zaczyna się bez jakiejkolwiek zapowiedzi. Koniec przerwy można poznać po tym, że przestają sprzedawać drinki. Ale mi to specjalnie nie przeszkadza, jakoś nawet nikt w moim otoczeniu chipsami się nie objadał.

Byłem na 'Wicked', czyli alternatywnej (tzn. prawdziwej) historii Czarodzieja z Oz. Wcześniej sprawiłem sobie oryginalną historię, żeby mniej więcej wiedzieć o co chodzi. Muszę przyznać, że wersja alternatywna odpowiada mi dużo bardziej, nie żebym nie lubiał małych dziewczynek (tzn, też żeby nie było że lubie małe dziewczynki!), ale ta cała Dorothy sprawiała trochę wrażenie rozwydrzonego dzieciaka. Ale tak, wiem trudne dzieciństwo etc... Samą książką byłem troche rozczarowany. W przeciwieństwie do innych bajek dla dzięci, tą wyjątkowo trudno się czyta dzieckiem nie będąc.

Wracając do przedstawienia. Inscenizacja momentami naprawdę spektakularna - latanie, zmiany scenerii, różnego rodzaju tricki. Byłem bardzo zaskoczony jakością dźwięku, zwłaszcza, że teatr Apollo Victoria początkowo był kinem (w latach 30-tych.. sam teatr jest niesamowity. Z zewnątrz przypomina trochę bunkier, ale wnętrze zachowało swój oryginalny wystrój w stylu art deco. Warto zobaczyć). I główna wokalistka radziła sobie świetnie. Myślę nawet, że nie musiała by się wstydzić podczas niedzielnych wieczorów w Kociołku :) I to mimo tego, że była trochę zielona (ten komentarz należy traktować dosłownie;)

Na zakończenie wieczoru zaliczyłem jeszcze tłumy w metrze, godzina 23 to chyba kolejna godzina szczytu w Londynie (powiedziałbym, 23 ;) ale miło, że się ludziom chce coś robić.

Na razie tyle, dziś zamierzam się przjechać Eurostarem, o czym też na pewno napiszę...

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Miło być tak czasem całkiem przypadkowo w Londynie ;), zwłaszcza na Musicalu.
A z tymi dziewczynkami to chyba trochę kręcisz ;P
Pozdrawiam
Emi

Anonimowy pisze...

Dawno tu nie zaglądałem. Świetnie się czyta! Kiedy będziesz w Polsce? Możesz odpowiedzieć na gg (6056845)