piątek, 26 września 2008

Sports day

Króciutko. Jak pisałem, mam aktywny tydzień. Dziś miałem firmowy 'sports day'. Mile spędzony wieczór... rywalizowaliśmy z 16 drużynami w kilku niezbyt skomplikowanych konkurencjach, i, o dziwo, drużyna, w której byłem zajęła 2 miejsce!! O dziwo, bo zazwyczaj moje członkostwo jest gwarancją porażki :) ale m. in. dzięki pewnemu amatorowi tenisa, który nieźle sobie poradził z zawodnikiem, który kiedyś był w pierwszej piątce najlepszych zawodowców na świecie, dzięki pół-zawodowemu piłkarzowi i sprawności reszty drużyny, będę sobie mógł zaprojektować własną torbę nike ('wow'). Ale wieczór był bardzo miły, jedzenie naprawdę dobre, szampan już tak sobie ale ok (z tego wynika, że fundusz hedgingowy, w którym pracuje się wciąż nieźle trzyma), nawet szefowie byli...

Oczywiście wydarzenie było charytatywne, tak więc coś dobrego z tego też wyniknie... Poza tym, że ludzie się naprawdę integrują, i czują związani z firmą mimo ciężkich czasów.

Aha, i uścisnąłem ręcę złotej medalistce w żeglarstwie (brytyjka). Niestety, nie pamiętam jak się nazywa... Shame on me!

2 komentarze:

counterpoint pisze...

zakamuflowane motywowanie bezgotówkowe? ;)

Tadek pisze...

Wiesz, nawet chyba nie jest tak źle... Po prostu ludziom z HR się nudzi, więc coś tam organizują :) A to jeszcze było charytatywne- wszystko było przygotowane przez organizację, która zajmuje się wychowaniem 'trudnej młodzieży' przez sport itp.