sobota, 10 stycznia 2009

What happened to global warming?

Człowiek się na chwilę zagapi, i tu nagle ma nowy rok. Wypadałoby mi pewnie powypisywać tu jakieś życzenia, ale odłożę to na później :) Tyle się mówi o tym, kto wymyślił koło, pieniądze, ogień itp, a jakoś nigdzie nie wyczytałem komu zawdzięczamy instytucje odkładania spraw na 'później'. Jestem mu bardzo wdzięczny, i może później mu za to podziękuję.

Sylwestra spędziłem poza Londynem, tak więc niewiele mogę na ten temat napisać, poza tym, że transport publiczny był darmowy, i że metro jeździło dłużej niż zwykle - niektóre linie nawet do 3 nad ranem. Zazwyczaj ostatnie pociągi jadą około 1, co nie jest tragedią biorąc pod uwagę dobrą autobusową komunikację nocną. Może się kiedyś poświęcę i przesiedzę tutaj nowy rok, to będę mógł coś więcej napisać.

Wygląda także na to, że przegapiłem zimę w Londynie. Właściwie mógłbym napisać, że "ochłodziło się, przyszły śniegi, następnie stopniały i natura zaczęła budzić się do życia" odkąd ostatnio pisałem na blogu, ale objęłoby to tylko zeszły tydzień (no może dwa). Jeśli chodzi o naturę, to mam na myśli przerośnięte wiewiórki. Z takim zapasem tłuszczu mogły by pewnie przetrwać zimy syberyjskie.
Było z tymi 'mrozami' trochę paniki, widziałem dwa razy plakaty z pytaniami z tytułu, ale (chwilowo?) się ociepla, i wszyscy liczą na to, że tak pozostanie. Wciąż bawi mnie opowiadanie Anglikom, że w niektórych miejscach na ziemi temperatura może spaść do -15 (i to nie w zamrażalce). Ostatnio musiałem tłumaczyć, jak to jest możliwe, że przy takich temperaturach działa komunikacja, jeżdżą samochody etc. Znajomego Australijczyka bardzo zaciekawiła koncepcja opon zimowych (chociaż spotkał się kiedyś z łańcuchami).

Aha, jeśli chodzi o Anglików, to miałem ostatnio podwójną satysfakcję: wspomogłem dwóch młodych anglików w sklepie 30p (około 1,20 zł), których im brakowało do piwa. Raz, że ja, Polak pomagam Anglikom (mimo tego jak potraktowali gen. Sikorskiego) a dwa, że przewrotnie czynię to rozpijając i tak już straconą brytyjską młodzież. Jak już Polska gospodarka przegoni tą wyspiarską, to sobie wspomnę tą chwilę ze świadomością, że m. in. to piwo do którego się dołożyłem obniżyło ogólny poziom edukacji młodzieży brytyjskiej, co miało negatywny wpływ na ich gospodarkę etc itp.

Wreszcie, jeśli chodzi o edukację, miałem ostatnio przyjemność usłyszeć pytanie, czy w Polsce mamy jakiś swój język. Co prawda zapytała mnie o to Chinka, ale mieszka w Anglii od lat i 'skończyła dwa fakultety'. Nie, w zasadzie nie czepiam się tutaj edukacji, bo moja własna wiedza geograficzno - historyczna jest bardzo fragmentaryczna. Raczej fascynuje mnie tak odmienne postrzeganie świata- najwidoczniej owej chince narodowość nie kojarzy się z odrębnym językiem. Podczas takiej swobodnej rozmowy z chinką, turczynką, obywatelem RPA i hindusem uświadomiłem sobie, jak skomplikowana dla nich musi być Europa. Oczywiście w Chinach też się dużo działo, ale w tym samym czasie w porównywalnej powierzchniowo Europie istniały dziesiątki kultur, narodowości, królestw itp itd.

Właściwie, można by zazdrościć dzieciom w Chinach prostej historii. Pewnie i tak wygląda ona mniej więcej jak w dowcipie: na początku nie było nic, tylko towarzysz Mao przechadzał się ulicami Pekinu... Wyrównaj z obu stron

4 komentarze:

Marcin Machura pisze...

No no, myślałem że straciłeś serce dla bloga. Świetny wpis. Dawno nie czytałem czegoś sympatycznego.

Unknown pisze...

Odkładanie spraw na 'później'?
Chyba możesz śmiało dziękować Hiszpanom:)

Unknown pisze...

Nie jestem pewna, o co mogło chodzić tej Chince w komentarzu, który tak Cie dotknął. Polacy przyzwyczajeni do zachodniej ignorancji zwykle reagują na pytania o "jakiś własny język" odpowiedzią: "tak, mamy własny język i nie jest to ani rosyjski ani niemiecki" ;)
Sądzę, że Twoja znajoma Chinka pyta raczej, czy mamy w Polsce jeden język, przyzwyczajona do wielojęzyczności w swoim kraju. U niej wspólne wszystkim jest pismo (jak w Europie alfabet łaciński ;), a języki są typowe dla określonych obszarów (http://en.wikipedia.org/wiki/China#Languages)
Swoją drogą wątpię, czy większość wykształconych Europejczyków potrafi odróżnić np mandaryński od kantońskiego..

Tadek pisze...

Haha, dostało mi się od Magdy :) komentarz mnie nie dotknął, raczej zaskoczył. Miałem okazję zweryfikować, że Polska jej się z niczym nie kojarzy, dlatego nie wiedziała, czy mamy własny język. Być może wynika to też z tego, że np wielu hindusów (np Pakistańczyków) w UK mówi tym samym językiem mimo, że pochodzą z różnych 'lokalnych narodowości'.
Nie mam jej tego za złe, ludzie często są zaskoczenie wielkością Polski. Kiedyś pewien Nowozelandczyk zaskoczył pracujących ze mną Brytyjczyków, kiedy się okazało, że Wielka Brytania jest powierzchniowo mniejsza niż 'ta mała wysepka gdzieś na końcu świata' ;)