poniedziałek, 5 listopada 2007

The beginning

No dobrze. Już mineły dwa dni : ) Trochę było przygód na początku, w sumie nic wielkiego, ale w końcu miekszam 'gdzieś'. Mieszkanie jest świeżo po remoncie, co jeszcze gdzie niegdzie widać, ale już jest coraz lepiej. Nic tak nie czyni miejsca bardziej swoiskim jak brudny kubek po herbacie w kuchni :)

Tak więc jestem już po pierwszym dniu w pracy. I taka ciekawostka, jeśli chodzi o formalności. Nie ma obowiązku meldunku, niemniej gdzie człowiek nie pójdzie, to chcieli by mieć jakieś potwierdzenie istnienia.. służą ku temu wyciągi z konta (adres) i np. rachunki za gaz lub wodę:) Jest to dość zabawne, ale aby mieć komórkę na abonament trzeba sie zazwyczaj wykazać przemieszkaniem jakiegoś czasu w Anglii i tym, że się płaciło jakieś rachunki, zarabiało etc.
Z jednej strony państwo nie ingeruje, z drugiej trzeba tachać ze sobą wszędzie te dowody egzystencji :) Nie wspominając o typowych paradoksach biurokracji (żeby wynajać mieszkanie, zazwyczaj rządają wyciągów z konta, żeby mieć konto, trzeba się wykazać mieszkaniem : ).

Mam nadzieję, żę mnie firma wspomoże w moich staraniach... ;)

No, na razie tyle, internetu w domu wciąż nie mam, nie wiem kiedy będzie.. do tego czasu pewnie nie będę się zbytnio wysilał :)

3 komentarze:

m a r c e p a n o w a pisze...

Tadku... od kiedy "internet" piszemy małą literą :>? :P (nie mogłam się powstrzymać!!)

Tadek pisze...

Oj bo zacznę moderować komentarze :P a w sumie czemu dużą? Że nazwa własna..?

dzwoneczek88 pisze...

Na Twojego bloga trafiłam przypadkiem ;) Świetnie się Ciebie czyta ! Właśnie zaczynam pracę w Londynie i zmagam się z podobnymi problemami - konto bankowe, Home Office, NIN i reszta tych wszystkich formalności. A już za miesiąc pewnie będę mieć własne przemyślenia na temat życia codziennego w Londynie, więc z tym większą ciekwością czytam Twoje relacje ;)

Serdecznie pozdrawiam !