piątek, 9 listopada 2007

You & Tube

Ha! Mam konto! Okazało się to być prostsze niż myślałem.. albo miałem szczęście. Ciekawe jest to, że konsultant, który mi to konto zakładał, sam do końca nie wiedział czy się uda. Wpisał do systemu kilka podstawowych informacji, i cały czas przygotowywał mnie na to, że operacja nie będzie wcale taka prosta... Jednak sztuczna inteligencja w siedzibie banku potraktowała mnie łaskawie.

Zaskoczyło mnie to, że do bankowości internetowej nie stosuje się żadnych dodatkowych zabezpieczeń. Jest jedno hasło i na tym koniec. Zapytałem się mojego konsultanta (który akurat przez przypadek był szefem placówki), czy to jest bezpieczne, na co on się uśmiechnął i powiedział "It is...".. ale bez przekonania (no bo i nie jest). Po czym dodał, że przez internet i tak nie można wykonywać operacji na kwotę większą niż 10k funtów (ponad 50 000 zł). Taaak. Uspokoiło mnie to.
W Polsce co jakiś czas różne magazyny podnoszą alarm, że ten czy inny bank ma słabe zabezpieczenia. Tutaj zwykłe hasło jest dość powszechne... Widać, Polska w niektórych dziedzinach wyprzedza 'kontynent'. Drugą taką dziedziną wydaje się być obsługa klienta. Ostatnio dzwoniłem w różne miejsca, próbując sobie załatwić internet oraz w sprawie opłat za gaz i prąd. Czekanie 5 minut na połączenie z konsultantem jest w normie. Pamiętam jak Telekomunikacja Polska wprowadziła błękitną linię, były dość długie czasy oczekiwania.. teraz jest dużo lepiej niż w UKeju. Mam za sobą także rozmowy z British Gas i prywatnymi dostawcami internetu, jest podobnie. Wydawałoby się, że hindusi w indiach są tani, ale najwidoczniej brytyjskie firmy są skąpe.

No dobrze, ale miało być szerzej o metrze. Wczoraj (tj. w czwartek) nie udało mi się wsiąść dokładnie dziesięć razy do metra :). Naprawdę myślę, że o Londyńskim metrze można by napisać nowelę. Zacznijmy od tego, że tuba ('the tube' jak mawiają anglicy) jest strasznie mała. Wagony mają kształ cylidrów, i w najwyższym miejscu mają jakieś 2.20 m. Tak więc, co wyższe osoby muszą jechać pochylone. W godzinach szytu panuje w metrze s t r a s z n y ścisk, chyba nie spotkałem czegoś takiego w Polsce. Drzwi zamykają się dosłownie 'na' pasażerach. Nie sposób się poruszyć. Człowiek czuje się jak Pringles w paczce, zwłaszcza ze względu na kształt wagonu.
Jeżeli jest trochę luźniej, można sobie poczytać którąś z darmowych gazet. Jeżeli się ich nie dostało przy wejściu, można je sobie skądś pozbierać (z siedzeń, 'parapetów' wagonu lub barierek przy schodach). Od czasu do czasu ktoś zbiera przeczytane egzemplarze na makulaturę. Inną ciekawostką jest to, że często kobiety jeżdżą do pracy w adidasach, i dopiero na miejscu przebierają buty na bardziej odpowiednie. I być może najważniejsze- w metrze panuje upał. Myślę.. że jakieś 20-25 stopni, niezależnie od pogody. Dzięki temu zawsze człowiek się zgrzeje. Londyńczycy chyba się przyzwyczaili, i potrafią przy 8 stopniach iść do metra tylko w koszuli, wiedząć że w Tubie będzie sauna. Jak oni to robią, że nie chorują?
Londyńskie metro jest stare, tak więc często pojedyńcze stacje lub linię podlegają remontom dezorganizując ruch. Niemniej, jest to chyba najbardziej efektywny środek komunikacji (i jaka frajda : )

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Ano fakt, metro w Londynie to świetny sposób na chorobę;) Ja sie właśnie dzieki temu upałowi panujacemu w "tubie" pochorowałam- wchodzisz do metra i nie ma czym oddychać z gorąca, wychodzisz na zewnątrz, a tam wiatr piździ że hej... tak więc trzymam kciuki za Twoją odporność:)

m a r c e p a n o w a pisze...

Im więcej o tym (tjubie) czytam, tym bardziej mnie to (metro) kusi. PS. Może kup sobie tran w kapsułkach, na odporność, oczywiście :>

Tadek pisze...

Łykam jakieś kapsułki.. chyba tran z wątroby rekina :) A na razie sobie ze skokami temperatury radzę - co chwila zdejmuje i ubieram płaszcz.